Kamil Zaradkiewicz, 44-letni dyrektor Zespołu Orzecznictwa i Studiów TK, udziela 19 kwietnia wywiadu „Rzeczpospolitej”, a potem jeszcze „Wiadomościom” TVP. Można ją streścić mniej więcej tak: wyroki TK nie zawsze są ostateczne. Taką tezę lansuje też PiS w toczonym od miesięcy sporze o Trybunał. Pasuje rządowi do opowieści, że premier ma prawo nie publikować wyroku. A Zaradkiewicz brnie dalej, twierdząc, że prof. Rzepliński „doprowadza Trybunał do ruiny”. Dzień po wywiadzie kierownictwo Trybunału poprosiło go o ustąpienie z dyrektorskich funkcji i zakazało medialnych wypowiedzi w sprawach dotyczących TK. Stracili do niego zaufanie.
Uczeń zmienia front
Do Trybunału sprowadził Zaradkiewicza prof. Marek Safjan w 2000 r. Na czwartym roku student prawa na UW przyszedł do profesora na seminarium, potem pisał doktorat pod jego kierownictwem. Za habilitację na temat instytucjonalizacji wolności majątkowej otrzymał nagrody i wyróżnienia. – Zaprosiłem go do współpracy w Trybunale, był moim asystentem i bardzo dobrze wspominam tę współpracę. Darzyłem go wielkim zaufaniem. Często rozmawialiśmy o koncepcjach konstytucyjnych i zgadzaliśmy się ze sobą w tym względzie – mówi prof. Marek Safjan, prezes Trybunału w latach 1998–2006, obecnie sędzia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Co się zatem stało z pana uczniem? – Nie znajduję żadnej odpowiedzi. To, jak dziś działa, co mówi, to jest dla mnie pod każdym względem niezrozumiałe, to zaprzeczenie tego, co robił i mówił do tej pory. To dla mnie bardzo bolesne, bo byłem przekonany, że jako nauczyciel przekazałem mu wartości, ale dziś widzę, że wszystko nas dzieli – odpowiada prof. Safjan. Od ponad sześciu miesięcy nie ma kontaktu z Zaradkiewiczem.