Senatorowie PiS są za tym, aby dla uczczenia 300. rocznicy koronacji obrazu Matki Boskiej Jasnogórskiej drogocennymi koronami nazwać go rokiem Koronacji Matki Bożej Częstochowskiej Królowej Korony Polskiej. Nazwa taka z miejsca nadałaby przyszłemu rokowi wysoką rangę i potwierdziłaby wielkie nadzieje Polaków związane z tym rokiem. Byłaby również, jak piszą w uzasadnieniu senatorowie, „wkładem w propagowanie patriotycznej i religijnej tradycji Rzeczpospolitej” oraz „lekcją polskiego dziedzictwa i argumentem edukacyjnym dla młodego pokolenia”. I to – trzeba przyznać – argumentem trudnym do odparcia.
Senator Ryszka z PiS twierdzi, że nazwanie przyszłego roku rokiem Koronacji Matki Bożej Częstochowskiej Królowej Korony Polskiej byłoby także jasnym świadectwem, że Jasna Góra jest duchową stolicą Polski „i jednoczy ona nie tylko wierzących, ale też niewierzących”. Ryszka nie wyjaśnia, dlaczego Jasna Góra jednoczy niewierzących i w jaki sposób jednoczy, ale moim zdaniem najważniejsze, że jednoczy. Sprawa jednoczenia Polaków, którzy są dziś głęboko podzieleni, to kwestia fundamentalna, dlatego jeśli pojawia się okazja do zjednoczenia wierzących z niewierzącymi poprzez Jasną Górę i nazwanie roku 2017 rokiem Koronacji Matki Bożej Częstochowskiej Królowej Korony Polskiej, to nie ma się co zastanawiać, tylko trzeba się jednoczyć.
O tym, do czego prowadzi marginalizowanie Matki Boskiej, wszyscy wiemy. „Po powstaniu suwerennej Polski 26 lat temu nie zawierzono nowej wolności Maryi – Królowej Polski” – przypomina Ryszka. Był to błąd, za który Polska płaci do dzisiaj, bo gdyby do zawierzenia doszło, pewnie jakimś cudem udałoby się uniknąć rządów postkomunistów, koalicji PO-PSL, a szkodnik Balcerowicz musiałby odejść (do piekła), zanim w ogóle by przyszedł. No i prezes Kaczyński mógłby zbawić Polskę dawno temu, a nie dopiero teraz, gdy jest ona w ruinie.
Zaproponowana przez senatorów PiS nazwa przyszłego roku może zbawienie Polski przyspieszyć. Pierwsze oznaki przyspieszenia już widać, mam na myśli rosnącą rolę proboszczów w życiu społeczno-politycznym kraju. W prasie czytam, że niektórzy z nich osobiście wzięli się za ochronę życia poczętego poprzez sprawdzanie, czy w leżących na ich terenie szpitalach dokonuje się aborcji (jeśli tak, karą jest odbieranie tym szpitalom ich katolickich nazw). Ale wiadomo, że źle dzieje się nie tylko w szpitalach, dlatego z niecierpliwością czekamy na wzmożone kontrole proboszczów w szkołach, przedszkolach, urzędach i innych instytucjach, którym można by za karę coś odebrać.