Zamieszanie z apelem smoleńskim pozostawi złe wrażenie i obciąży wizerunek Macierewicza
Nie będzie apelu poległych z wymienianiem ofiar katastrofy smoleńskiej, będzie apel pamięci z nazwiskami osób zasłużonych dla upamiętnienia powstania warszawskiego. Uzgodniony z powstańcami komunikat uratował ministra obrony przed totalną wizerunkową klęską, jaką byłby brak asysty wojskowej na uroczystościach 1 sierpnia.
W tym konflikcie od początku wiadomo było, kto wygra. Nie wiadomo było tylko, dlaczego minister Macierewicz w ogóle zdecydował się na tę bitwę. Powstanie warszawskie, jego uczestnicy i jego legenda to świętości nienaruszalne, nawet w imię pamięci o innej wielkiej tragedii, jaką była katastrofa smoleńska. Kojarzenie poległych w powstaniu z ofiarami katastrofy lotniczej było dla środowisk powstańczych nie do przyjęcia i dobrze, że minister w ostatniej chwili ustąpił z prób włączenia tych ostatnich do tradycyjnego apelu poległych.
Wcześniej resortowi udało się uzależnić uczestnictwo asysty wojskowej od wygłoszenia apelu z nazwiskami ofiar katastrofy podczas uroczystości rocznicowych Poznańskiego Czerwca 1956. Sprawa poznańska ciągnęła się tygodniami, ale wywodzący się z opozycji i niemający za sobą tak silnej legendy jak warszawscy weterani prezydent miasta nie zdołał się oprzeć rządowemu ultimatum. Już tę próbę wymuszenia nawiązań do Smoleńska w czasie zupełnie innych upamiętnień odebrano w części środowisk z niesmakiem. Powstanie warszawskie okazało się zamiarem zbyt daleko idącym, nawet jeśli ministerstwo dziś przekonuje, że o żadnej presji na powstańców nigdy nie było mowy.
Trzeba jednocześnie przyznać, że ministerstwo nigdy nie odmówiło powstańcom asysty wojskowej. Zgoda taka była wydana już wcześniej, przedmiotem sporu w minionym tygodniu okazała się jednak treść apelu poległych, który jak co roku był konsultowany w toku przygotowań do uroczystości.