Mija pierwszy pełny dzień papieskiej wizyty w Polsce. Miejscem jest Polska, ale celem jest spotkanie nie tylko z Polakami, lecz także z młodzieżą z całego katolickiego świata. Pod tym względem zapowiada się sukces. Dzięki wielokulturowemu, wielorasowemu i wielonarodowemu „najściu” młodych na Kraków.
Polacy mogą z ulgą przetrzeć oczy: „multi-kulti”, wbrew mowie nienawiści wymierzonej w wielokulturowość, nie zabija, nie straszy, nie sieje nieufności. Kościół, jak świat, był, jest i będzie wielokulturowy. Chrześcijański uniwersalizm jest pochwałą wspólnoty ludzkiej budowanej na wartościach pozytywnych: miłości bliźniego i sprawiedliwości społecznej.
Mogą też spotkać się „na żywo” z samym Franciszkiem. Przekonują się, jak nieprawdziwa jest gęba przyprawiana mu przez niektóre środowiska w Polsce. Papież od początku wizyty jest dokładnie taki, jakim kochają go wierni i podziwiają światowi liderzy polityczni. Jest człowiekiem pokoju i miłosierdzia i dlatego tak przejmująco zabrzmiały jego słowa, że świat jest dziś w stanie „wojny w kawałkach”. Wypowiedział je do mediów podczas lotu do Polski. I dodał, że to nie religie za to odpowiadają (a więc także nie islam, bo inaczej Franciszek, by to wyraźnie zaznaczył), ale gra interesów.
Papież przybył do młodzieży, do setek tysięcy katolików (a może i niekatolików, których frapuje jego pontyfikat), ale musiał się też spotkać z władzą kościelną i państwową. Spotkanie z polskim episkopatem było za zamkniętymi drzwiami, więc wiele się o nim nie dowiemy, chyba że z plotek i przecieków.
Co do polskich polityków, papież już dwukrotnie publiczne przypomniał w ich obecności o uchodźcach i o obowiązkach władzy publicznej. Uchodźcom uciekającym przed wojną i głodem należy pomóc, wykonując władzę publiczną, należy naród jednoczyć, a nie wykluczać kogokolwiek. Język papieski był w Krakowie i Częstochowie dyplomatyczny, ale nie był ezopowy. Z twarzy rządowych dygnitarzy słuchających Franciszka można było wyczytać dyskomfort. A do końca papieskiej wizyty jeszcze dość daleko. Słuchajmy i patrzmy.