Perły przed wieprze i odwaga miłosierdzia
Politycy chcieliby, żeby papież przestał już mówić. Na szczęście wciąż słuchają go młodzi
1.
W czwartek papież nie tylko wygłosił dwa ważne przemówienia. Było to również zderzenie dwóch światów. Pierwszą homilię Franciszek wygłosił w Częstochowie. W pierwszych rzędach rodzimi politycy, którzy – jak to zwykle w takich sytuacjach – chcieli się ogrzać przy Franciszku.
Ale papież skupił uwagę na sobie – a dokładniej – na słowach, które wypowiedział. Mówił o prostocie, pokorze, życiu składającym się z codziennego trudu, gdyż to w nim objawi się Królestwo Boże. „Wbrew temu – przekonywał Franciszek – czego moglibyśmy się spodziewać – zarówno wówczas, jak i dziś – Królestwo Boże nie przychodzi dostrzegalnie, ale przychodzi w małości, w pokorze”.
Jeśli więc spodziewamy się wielkich znaków, cudów, to płonna nadzieja. Królestwo Boże przychodzi wtedy, gdy wstajesz do płaczącego dziecka w nocy, by go uspokoić? Królestwo Boże przychodzi wtedy, gdy pomagasz sąsiadowi przenieść kanapę? Jest wtedy, gdy otwierasz się na uchodźców, gdy uciekają przed cierpieniem i wojną?
Zapytacie, kto jest głównym bohaterem takiego świata? Czy możni tego świata? Ci, który napawają się władzą? Ci, którzy sądzą, że skończyła się historia, gdyż teraz rządzą i będą rządzić „do końca świata”? Nic z tych rzeczy. „Pan woli prostaczków – powiedział Franciszek – którym objawione jest królestwo Boże, oni są wielcy w Jego oczach i na nich patrzy”.
A zatem: czego nie czynimy tym najmniejszym, symbolicznej wdowie, obcokrajowcowi, sierocie – tego nie czynimy Bogu. I widząc w pierwszych rzędach polityków słuchających tych słów, miałem poczucie, że nic z nich nie rozumieją. Że marzą tylko o jednym: „niech już papież skończy”. Co więcej, myślę, że i papież jest realistą, i że on także wie, iż słowa Dobrej Nowiny kierowane do polityków, także tych rodzimych, to rzucanie pereł przed wieprze.