Oburzeni tegoroczną ceną wiśni sadownicy postanowili działać. W Urzędzie ds. Ochrony Konkurencji i Konsumenta czekają na rozpatrzenie dwie skargi dotyczące zmowy cenowej firm zajmujących się przetwarzaniem owoców. Cena owoców jest rażąco niska, a jak twierdzą sadownicy, na początku sezonu nic tego nie zapowiadało.
Po gospodarstwach plotkowano, że magazyny opustoszały z zeszłorocznych zapasów, a w konkurującej z nami na rynku owoców Serbii plony są słabe, więc nie ma się czego bać.
Pierwsze kilka dni zbiorów potwierdziło pogłoski. Kilogram wiśni kosztował w skupie 2 zł, co w porównaniu z rokiem poprzednim było całkiem dobrą stawką. Jednak po kilku dniach cena owoców spadła do 1,30 zł, a pod koniec zbiorów wynosiła złotówkę. Po wliczeniu wszystkich kosztów poniesionych w ciągu roku na środki ochrony roślin oraz odliczeniu 50 gr za kilogram dla osoby zrywającej wiśnie, 1,30 zł okazuje się ceną zdecydowanie poniżej kosztów produkcji.
W praktyce sadownicy nie mogą negocjować ceny towaru. Rano odbierają puste pojemniki, zbierają do nich wiśnie, a pod koniec dnia przywożą wszystko na skup, gdzie muszą zostawić towar bez względu na cenę, ponieważ raz zerwany owoc psuje się szybko i nadaje się do wyrzucenia. Wniosek wydawał się prosty: przetwórcy wiśni weszli w zmowę cenową, żeby polskiego sadownika zgnębić.
Przetwórcy z kolei twierdzą, że chcieliby płacić więcej, ale nie mogą, bo nie mają rynku zbytu. Ich zdaniem na początku roku istniała w magazynach duża nadwyżka owoców, a zbiory w Serbii były nad wyraz udane. Poza tym winę ponoszą sadownicy, w szczególności ci, którzy bez opamiętania brali unijne pieniądze na rozwój mało rentownych przedsięwzięć. Ponadto owoców jest za dużo, przetwórnie muszą sprzedawać swoje produkty w absurdalnie niskich cenach i upadają jedna po drugiej. W Polsce zmowy cenowej nigdy nie było i nie będzie. Będzie za to katastrofa gospodarcza, za co winne są zarówno dwa poprzednie rządy, jak i ten obecny.
Co na to Ministerstwo Rolnictwa? Ministerstwo zapewnia, że sprawę traktuje priorytetowo. Po pierwsze, jest autorem drugiej wystosowanej skargi do UOKiK. Po drugie, właśnie opracowuje spójny program rozwoju głównych rynków rolnych w Polsce.
Konkretów jednak brak. Jedyną nadzieją na rozwiązanie konfliktu pozostaje UOKiK. Sadownicy liczą, że urząd ustosunkuje się do sprawy przed zbiorami jabłek, które zaczynają się na początku października. Tymczasem urząd ma 30 dni na przeczytanie korespondencji, zanim podejmie (lub nie) decyzję o wszczęciu postępowania. Zegar bije, a z każdym dniem nadzieja na spokojną jesień na polskiej wsi staje się coraz mniejsza.