Skoro czytacie ten tekst, to znaczy, że on jest o Was. Bo jako czytelnicy tygodnika opinii należycie do polskich elit. Elita jest elitą, bo zajmuje pozycje, które dają jej większy wpływ na życie ogółu niż innym. Może być (intelektualnie, kulturowo) lepsza od średniej społeczeństwa, ale też może być gorsza. Przez ostatnie ćwierć wieku ewoluowaliśmy od stanu pierwszego do drugiego. To jest ważne źródło naszych problemów.
Wojna polsko-polska jest wojną elit. Elity – mówi Jarosław Kaczyński – były złe. Mają je zastąpić lepsze. Nic dziwnego w tym nie ma. Sto lat temu Vilfredo Pareto opisał historię jako cmentarzysko elit. Dla Pareto polityka to wypieranie jednych elit przez inne. PiS wciela myśli Pareto tak jak marksiści Marksa. Jako wulgatę sprowadzającą historię do pytania: „kto kogo?”. Dekomunizacja, lustracja, czystki są od początku III RP dla prawicy ważniejsze niż dobre rządzenie. Dlatego prawica się nie martwi klapą aukcji w Janowie i milionowymi stratami. „Musi być wymiana kadr”. Jak nie ma kompetentnych „swoich”, mianuje się „swoich”, jacy są – dobrzy, bo partyjni. Szeregowym działaczom tę drogę podsuwa ludowy nepotyzm. Prawicowi intelektualiści ją racjonalizują. „Nauczą się” – mówił Mateusz Morawiecki, pytany w czerwcu o mianowanie niekompetentnych osób m.in. w Janowie i KGHM. Im więcej osób wiąże swoją pozycję w elicie z nowym ładem, tym trudniej go zmienić. Elita z partyjnego nadania jest najwierniejsza.
Koty tłuste, koty głodne
W koncepcji Pareto nowe elity grzebią stare i grzebane są przez następne. Grabarze są przekonani, że ich prawo do życia (rządzenia) jest lepsze niż prawo nieboszczyków.