Jedni oglądają w TV tzw. programy informacyjne. To mało efektywne i na dłuższą metę nużące, bo z telewizji dowiemy się najwyżej, co piszczy na ogrodzonych i ściśle pilnowanych trawniczkach. Więcej da się wygrabić z lektury gazet czy tygodników, jednak i tu trzeba pamiętać, że każdy uprawia głównie własne zieleńce, starając się je przedstawić jako cały dostępny świat. W zasadzie mamy jeszcze internet, ale jak się dobrze przyjrzeć, to nasza rodzima wersja informacji z sieci dziwnie przypomina połączenie nadawców telewizyjnych z papierowymi. Czyli pozostajemy w punkcie wyjścia.
Choć nie wszyscy. Niektórzy z nas, to prawda – nieliczni, mogą bowiem dotrzeć do faktów in statu nascendi, do realu, mogą, by tak rzec, zanurzyć się w trawie rzeczywistości. To politycy. A zwłaszcza ci aktualnie rządzący, szafarze nasion na nowe trawniczki… Dopiero mając tego świadomość, można odnosić się do kolejnych wiadomości o tym, kto gdzie awansował, jaką dostał posadę, na jaki odcinek polskiego trawnika został rzucony. Bo, okazuje się, to nie jest kwestia nepotyzmu, spłacania jakichś tam długów politycznych czy faktycznych. To w istocie niezbędna do sprawowania władzy forma docierania do korzeni, zdobywania wiedzy o świecie. Całkowicie nasza, niepowtarzalna formuła pracy u podstaw.
Na przykład – jak się dowiedzieliśmy w ubiegłym tygodniu – Janina Goss, bliska i ważna znajoma prezesa Jarosława Kaczyńskiego (tak się składa, że jego powiernica i wierzycielka zarazem), weszła do rady nadzorczej Banku Ochrony Środowiska, chociaż jest już członkiem rady nadzorczej Polskiej Grupy Energetycznej i nieformalnym doradcą ekonomicznym PiS.