Kraj

KOD: reaktywacja?

Czy Komitet Obrony Demokracji włączy drugi bieg?

Mateusz Kijowski zapewnia, że nie przekształci KOD w partię. Ale bez takich twardych struktur ciężko zdobywać nowych zwolenników. Mateusz Kijowski zapewnia, że nie przekształci KOD w partię. Ale bez takich twardych struktur ciężko zdobywać nowych zwolenników. Wojciech Stróżyk / Reporter
Wyprowadzenie ludzi na ulice w proteście przeciwko porządkom nowej władzy było wielkim sukcesem KOD. Jednak zbudowanie trwałego, masowego ruchu opozycyjnego okazuje się trudniejsze. KOD znalazł się w przełomowym momencie.
KOD organizował obchody 4 czerwca. Miał być marsz, skończyło się na manifestacji.Łukasz Sokół/Forum KOD organizował obchody 4 czerwca. Miał być marsz, skończyło się na manifestacji.
Michał Korczak, który jako jeden z pierwszych stanął z tubą na wrocławskich marszach KOD, do dziś nie doczekał się przyjęcia do stowarzyszenia.Kornelia Głowacka-Wolf/Agencja Gazeta Michał Korczak, który jako jeden z pierwszych stanął z tubą na wrocławskich marszach KOD, do dziś nie doczekał się przyjęcia do stowarzyszenia.

Artykuł w wersji audio

Pod koniec czerwca Komitet Obrony Demokracji w Oświęcimiu podpisał bezterminową umowę na wynajem lokalu, w którym przez ostatnie osiem lat mieściło się biuro poselskie Beaty Szydło. – Oczywiście nie wygoniliśmy z tego lokalu pani premier, ale mam nadzieję, że ta zmiana będzie symboliczna. Premier przeniosła swoje biuro poselskie w inne miejsce – mówi Tadeusz Kuś z oświęcimskiego KOD. Komitet też czeka przejście od symboli do działania.

KOD odwołuje się do etosu KOR, który właśnie obchodzi swoją 40. rocznicę powstania. Coraz częściej słychać jednak narzekania, że zbieżność nazwy i głoszenie „ogólnie słusznych” haseł to za mało. Ostatnio gorzki internetowy wpis na ten temat zamieścił Zbigniew Hołdys. Punktował w nim różnice między KOD a KOR – w tym przede wszystkim brak pracy u podstaw i ograniczanie się do organizacji manifestacji. „KOD był nadzieją wielu ludzi. Wędruje ulicami coraz mniejszymi grupami, niekiedy w niejasnym celu, dla samego protestu bez tytułu, ktoś przemawia na placach o konieczności obrony demokracji, chwilami wydaje się, że ruch KOD jest coraz bardziej wątły, a na pewno nie ma żadnej projekcji na przyszłość” – pisze Hołdys.

Zbuntowani

Działacze KOD są świadomi tego, że ich ruch wytraca prędkość. – Na początku jest spontaniczny zryw, poruszenie, a potem albo to umiera, albo się przekształca w działania instytucjonalne. My się przekształcamy, obok ruchu powstają stowarzyszenie, think tank, media – tłumaczy Mateusz Kijowski.

Struktury są niezbędne, aby od marszowych emocji przejść do działania. Kuba Karyś, producent i reżyser TV i filmowy, kieruje Komitetem w regionalnej twierdzy PiS na Podkarpaciu. – Od kilku tygodni zajmujemy się formalizacją stowarzyszenia, choć są pewnie ważniejsze sprawy. Ale musimy sformalizować struktury, by potem wspólnie podjąć ważne decyzje dotyczące przyszłości – opowiada Karyś. Dodaje, że ma około 150 pełnoprawnych członków, a zeszłym tygodniu wysłał do Warszawy, do akceptacji zarządu, kolejne 30 deklaracji. Cały KOD skupia dziś ponad 6 tys. osób. W porównaniu z tłumami przychodzącymi na manifestacje to niewiele.

W regionach kodowcy wybierają właśnie zarządy – jeden na województwo. Wybory są konieczne, bo od marca KOD jest stowarzyszeniem i musi określić, kto ma w organizacji władzę. W KOD mogą działać członkowie innych partii, ale do władz Komitetu kandydować im nie wolno.

Na razie struktury ukonstytuowały się na Pomorzu, Opolszczyźnie i w kujawsko-pomorskim. W pomorskim KOD szefostwo objął Radomir Szumełda, 44-letni biznesmen (ma modny klub w Sopocie, restaurację w Gdańsku), były członek PO. Jego pomorski oddział liczy na razie 614 osób. To podobno i tak sporo, bo są województwa, w których na razie zapisało się 150–200 członków (południowo-wschodnia Polska).

W przypadku Pomorza nie można powiedzieć, że blokadą był zapis statutowy, czyli wymóg rekomendacji dwóch członków stowarzyszenia, choć wiele osób skarży się, że to zbędne utrudnienie. Jednak Maja Augustynek, 35-letnia szefowa struktur gdyńskich, nie kryje, że u niej niespecjalnie przejmowali się tym obostrzeniem. Gdy ludzie z mniejszych miast pytali, skąd wziąć tych wprowadzających, to organizowali wyjazdy w teren i sami na miejscu wypisywali chętnym rekomendacje. Obwarowanie pojawiło się z obawy przed wrogim przejęciem. Teraz KOD zamierza z niego zrezygnować.

W wielu innych regionach brak doświadczenia w organizacji wyborów rzuca się w oczy i jest przyczyną konfliktów. Terminy są przesuwane, kampanie zawieszane, jedni kandydaci się wycofują, innym blokuje się możliwość kandydowania. Choć w większości regionów o formalną władzę zabiegają dotychczasowi, znani przecież, tymczasowi koordynatorzy, to wielu kodowców oczekiwało lepszej prezentacji kandydatów niż streszczenie w formularzu: o mnie – 500 znaków, plan działania dla regionu na najbliższy rok – 800, region za trzy lata – 200, priorytety – 500 znaków.

Konflikty, mimo że w kampaniach wyborczych naturalne, stawiają w złym świetle organizację, która przyciąga do siebie także zniechęconych polityką w wersji partyjnej. A tymczasem powielane są znane mechanizmy. I tak: bydgoska liderka KOD, twarz zimowych protestów w tym mieście, niedawno zrezygnowała z funkcji oraz ze startu w wyborach. Oskarża liderkę z Torunia Aleksandrę Solecką o blokowanie jej inicjatyw. Na facebookowych grupach kujawsko-pomorskiego KOD wrze. Solecka wygrała wybory w ostatnią niedzielę.

Jeszcze bardziej napięta sytuacja jest na Dolnym Śląsku. Michał Korczak, który jako jeden z pierwszych stanął z tubą na wrocławskich marszach KOD, do dziś nie doczekał się przyjęcia do stowarzyszenia. Wysłał deklarację kilka tygodni temu, ale sprawa jego członkostwa trafiła do szuflady. – To dość ordynarny sposób zablokowania Michała w wyborach, bo kto nie jest członkiem stowarzyszenia, w wyborach wystartować nie może – mówi wrocławski działacz KOD. Dodaje, że wygląda to na zawieszenie z przyczyn politycznych. Korczak pytany, czym się naraził, mówi: – Pewnie tym, że 12 marca zorganizowałem manifestację w obronie demokracji na 3,5 tys. uczestników we Wrocławiu, a centrali zależało na pokazie siły w czasie głównej manifestacji tego samego dnia w Warszawie. Wiem, że zdecydowana większość uczestników z pewnością nie mogła pojechać w tym dniu do stolicy. Dodaje, że KOD ma szansę stanąć na nogi, ale nie może się centralizować. – Dziś zarząd KOD idzie w kierunku wojskowej musztry, a ja chcę stawiać na inicjatywy oddolne, które KOD ma za zadanie wspierać. Uważam, że jeśli dajemy regionom możliwość wyboru swoich władz, to góra nie powinna w te wybory ingerować – podkreśla.

Przed zakończeniem wyboru władz KOD jest wobec różnego rodzaju jątrzenia bezradny. – Będziemy mieli sądy koleżeńskie i na poziomie regionu, i na poziomie kraju. Dzisiaj takiego instrumentu nie mamy. I jest to problem – mówi Radomir Szumełda.

KOD wyrósł na dwóch silnych emocjach: niezgodzie na autorytarne praktyki PiS i rozczarowaniu tradycyjnymi partiami. Dziś jednak ruch coraz bardziej się do nich upodabnia. Trochę jak PO, jest na etapie zajmowania się samym sobą. Mimo to równolegle dalej organizuje manifestacje, choć nie mają one już takiego rozmachu jak ubiegłoroczne protesty czy wielki marsz opozycji, który 7 maja przeszedł ulicami Warszawy. Kodowcy, jako przeciwwaga, pojawiają się tam, gdzie PiS organizuje swoje narodowo-katolickie eventy, albo – tak jak ostatnio podczas Kongresu Sędziów Polskich – tam, gdzie potrzebne jest wsparcie dla grup lub środowisk sprzeciwiających się działaniom władz. Wszystko to jednak wydaje się mało spektakularne i jakby na niższym szczeblu politycznej ligi.

Testem popularności KOD i zdolności ogniskowania społecznego oporu ma być marsz organizowany 24 września w Warszawie pod hasłem: „Jedna Polska – dość podziałów”. W rocznicę powstania korowskiego komitetu KOD przypomni wartości łączące obie organizacje, wystąpi w obronie niezawisłości sędziów, a także przeciwko zmianom w systemie oświaty. KOD dogrywa współpracę ze środowiskiem nauczycielskim. Kodowcy liczą, że uda im się również połączyć siły z przedstawicielami służby zdrowia, którzy także na 24 września zapowiadają dużą manifestację w stolicy. Na razie jednak na współpracę się nie zanosi, a obie manifestacje są zaplanowane na różne godziny. Organizatorzy z Porozumienia Zawodów Medycznych mówią nawet o 100 tys. uczestników. Taka demonstracja mogłaby skutecznie odciągnąć uwagę od marszu KOD.

Zaangażowani

Na marszu oprócz stronników skupionych w koalicji Wolność Równość Demokracja pojawią się też politycy PO, jednak sama partia nie przyłączyła się do organizacji wydarzenia. Działacze Platformy oficjalnie zapewniają, że sympatyzują i wspierają KOD, jednak w mniej formalnych rozmowach można usłyszeć, że wolą grać na siebie, że muszą skupić się na odbudowywaniu zaufania do własnej formacji, a nie umacniać konkurencyjny twór. Ciąży im doświadczenie wiosennego marszu, na który wyłożyli kilkaset tysięcy złotych (dla porównania KOD dołożył 30 tys. zł) i mocno zaangażowali się w jego organizację (wynajęli ponad 200 autokarów). Marsz okazał się sukcesem, ale na władze Platformy spadła krytyka, że próbowali upartyjnić oddolny zryw. A sukces przypisywano głównie Mateuszowi Kijowskiemu. Tyle że bez tych partyjnych pieniędzy i struktur skala marszu byłaby nieporównywalnie mniejsza, o czym zresztą można było się przekonać kilka tygodni później, kiedy KOD organizował obchody 4 czerwca.

Dlatego teraz platformersi do propozycji bliższej współpracy z KOD podchodzą z dystansem. Mają pretekst. – Mówimy, że mamy na głowie program, aferę w Warszawie i nie mamy czasu włączać się w organizację marszów – opowiada jeden z członków władz PO. Platforma nie przystąpiła też do WRD. Ryszard Kalisz, który jakiś czas temu krytykował za to PO, dziś przyznaje: – Niestety, politykę robi się w parlamencie i to doskonale wyczuła Platforma. Koalicja WRD, owszem, jest potrzebna, ale ma małe przełożenie zewnętrzne, nie budzi zainteresowania. Stowarzyszenie Kalisza Dom Wszystkich Polska należy do WRD. Oprócz niego w strukturze są jeszcze m.in. SLD, Inicjatywa PL i Zieloni. Jest też PSL, choć – jak słyszymy – ludowcy tracą wiarę w sens takiej koalicji. – W ramach WRD mamy 10 zadeklarowanych członków. 11. jest Nowoczesna, która sympatyzuje, uczestniczy regularnie w spotkaniach, ale ma dopiero podjąć na zarządzie formalną decyzję o dołączeniu – mówi Kijowski.

Wygląda to tak, jakby Ryszard Petru zostawiał sobie furtkę na wypadek, gdyby okazało się, że Schetyna miał rację, mówiąc, że tego typu koalicje na ponad trzy lata przed wyborami nie mają sensu. – Jesteśmy w WRD od samego początku, to tyle. Mateusz miał na myśli taką techniczną decyzję dotyczącą porozumienia – przekonuje Joanna Scheuring-Wielgus, posłanka Nowoczesnej. Chodzi o podpisywane przez koalicjantów porozumienie, które zostanie upublicznione na początku października. Zawarte są w nim zasady współpracy, cele i zasady organizacyjne. – Pokażemy, że to nowe otwarcie, bo na razie, choć WRD się spotyka, jest bytem raczej wirtualnym. Musimy rozkręcić markę, a sondażownie powinny zacząć ujmować WRD w badaniach preferencji wyborczych – mówi jedna z osób odpowiadających za przygotowanie deklaracji.

Rozliczani

W KOD liczą na to jesienne otwarcie. Jednak niezadowolonych z kierunku, w jakim podąża KOD, przybywa. Widać, że w słusznej sprawie najpierw zaczęli wspólnie działać, a dopiero potem się poznawać. Dominika Jaźwiecka, rzeczniczka małopolskiego KOD, rysuje główną linię podziału. – Są tacy, którzy stawiają na „powstańcze” zrywy i radykalne działania, z których jednak nic długofalowo nie wynika. Są też tacy – i ja się do nich zaliczam – którzy stawiają na codzienną pracę u podstaw, w sformalizowanych strukturach, w granicach prawa.

Do grupy radykałów można zaliczyć Jacka Parola. Odszedł z zarządu KOD i założył KOD PP (Przed PiS-em). On i jego grupa chcą chodzić na spotkania polityków PiS, głośniej krzyczeć na demonstracjach i nie zastanawiać się, czy hasło wypisane na transparencie jest kodeksowym obrażaniem prezydenta czy nie. Mówią, że KOD ma być antypisem. I kropka.

Oprócz narzekań na defensywność KOD słychać też utyskiwania na przywództwo Kijowskiego. Że trzeba tłumaczyć się z jego alimentów, że wygląda mało poważnie (kitka i sztruksowa marynarka), że promuje tylko siebie, a KOD nie ma innej medialnej twarzy. Kogoś, kto w razie jakiejś prowokacji władz i kompromitacji lidera mógłby przejąć ster. Pozycja Kijowskiego, choć mocna, może być zagrożona. Słychać głosy, że jesienią o przywództwo KOD mógłby zawalczyć Radomir Szumełda. – Mateusz prezentuje stanowisko, że my nie jesteśmy przeciwko PiS, tylko przeciwko temu, co PiS robi. Ja uważam, że nie da się oddzielać autora od dzieła – mówi Szumełda, przekonany, że jego pomorski KOD jest bardziej radykalny od warszawskiego.

Wielu sympatyków i organizatorów kodowskiego życia liczy na to, że do końca października formalne sprawy uda się ułożyć. – To ważne dla naszej bieżącej działalności – mówi Tadeusz Kuś z Oświęcimia. – Liczę na to, że kiedy będziemy mieli lokalne władze, to łatwiej będzie zbierać składki. Dziś mamy kilkunastu członków i nie wystarcza nam na opłacenie lokalu – opowiada. Z pieniędzmi jest krucho także na Pomorzu. 600 członków razy 10 zł składki miesięcznej to nie są zawrotne sumy. Są jeszcze darowizny, ale do 1 proc. stowarzyszenie nabędzie prawo dopiero za półtora roku.

Komitet Społeczny KOD przedstawi pełne sprawozdanie finansowe po 30 września – po zakończeniu zbiórki (wpłaty indywidualne, zbiórki internetowe i do puszek na manifestacjach). Wiadomo, że do końca kwietnia zebrał milion złotych, z czego ponad połowę podczas marszów. Wydał 382 tys. zł. Na manifestacje, ulotki, banery, flagi, nagłośnienie, wynajem sal. Karol Biedermann, który organizuje KOD w Zakopanem (dziś 32 członków), mówi, że wszystkie zebrane pieniądze idą do centrali. Ta potem dzieli je pomiędzy regiony. – Poprosiliśmy o szczekaczkę, żeby na naszych marszach w dół Krupówek było nas lepiej słychać. Myślałem o bardziej profesjonalnej za prawie 700 zł, ale dostałem zgodę na taką za 340 zł. Musimy każdą złotówkę oglądać po kilka razy, zanim ją wydamy. Ale dobrze, bo to nasze wspólne pieniądze – opowiada.

Każde miasto, w którym KOD jakoś się zorganizował, dostało przydział z Warszawy: kilka kamizelek dla ochraniających manifestacje, a do większych miast 56-kilogramowe namioty. W połowie czerwca KOD ogłosił zbiórkę na finansowanie portalu Koduj24.pl oraz na radio internetowe. Kodowskie media mają rozwinąć skrzydła pod kierunkiem odwołanej przez PiS szefowej radiowej Trójki Magdy Jethon. Teksty na portalu są bardziej opiniotwórcze niż newsowe. Wywiady z Biedroniem, Jandą i Wałęsą. Artykuły Kofty, Sosnowskiego i Pszoniaka. Radio jeszcze się organizuje. W regionach powstają gazety (dziś jest sześć tytułów). Z kolei Władysław Frasyniuk i Radosław Markowski tworzą think tank D21 (Demokracja 21 Wieku), który w założeniu ma być niezależnym zapleczem eksperckim „afiliowanym przy KOD”, komórką szybkiego reagowania na półprawdy i przekłamania obozu władzy.

KOD, podobnie jak partie polityczne, ma problem z przyciągnięciem do siebie młodych. Dla tych bardziej zainteresowanych życiem społecznym atrakcyjniejsza wydaje się partia Razem – która organizuje happeningi, prężnie działa w mediach społecznościowych, a do tego głosi hasła mogące budzić zaciekawienie u ludzi dopiero zaczynających swoją przygodę z polityką. W KOD średnia wieku oscyluje więc koło pięćdziesiątki. Zadanie zmobilizowania młodych powierzono jednak 22-letniemu Arturowi Sierawiskiemu. Nie wszystkim to się podoba. – Krzykiem, szantażem, że jak ktoś czegoś nie zrobi, to wyleci, zraził wielu entuzjastów. W końcu sami odeszli – mówi jeden z kodowców.

Inni, sympatyzujący z KOD, wolą do ruchu oficjalnie się nie zapisywać w obawie przed szykanami lub utratą pracy (w urzędach lub u pracodawcy – entuzjasty „dobrej zmiany”).

Upartyjniani

Formalnie lider KOD odżegnuje się od pomysłów przekształcania stowarzyszenia w partię polityczną. – Za każdym razem, kiedy na spotkaniach pada to pytanie, odpowiadam: nie. I wtedy są oklaski! – deklaruje Kijowski. Zapewnia przy tym, że zależy mu przede wszystkim na budowie społeczeństwa obywatelskiego i obronie państwa prawa, a nie walce z PiS.

Jednak nawet ludzie z jego bliskiego otoczenia przyznają, że takie „rozwadnianie” przekazu, nie jest dobrą strategią, a lider wielkiego ruchu, który zrodził się ze sprzeciwu wobec działań władz, nie może mówić jak działacz NGO. Wokół Kijowskiego są osoby z niemałymi ambicjami politycznymi, którzy wierzą, że to KOD pokona PiS. – Jeżeli partie polityczne nie staną na wysokości zadania, jeżeli nie będzie koalicji, być może KOD nie będzie miał wyjścia i będzie musiał przemienić się w projekt ściśle polityczny. Naszym zadaniem, oprócz codziennego budowania społeczeństwa obywatelskiego, jest doprowadzenie do obalenia autorytarnego reżimu i naprawienie Polski – mówi prof. Jan Hartman, działacz KOD, jeden z doradców Kijowskiego.

Dlatego jeśli KOD chce bronić demokracji – a w praktyce oznacza to odsunięcie PiS od władzy – musi opracować spójny przekaz. Efekt świeżości powoli mija. Trudności z przyłączeniem się do struktury, quasi-wodzowski styl zarządzania i mącące przekaz zapewnienia Kijowskiego, że „nie walczy z PiS”, nie pomagają. Same marsze i eksperckie debaty to też za mało. Może rzeczywiście inspiracji do działania KOD powinien szukać w historii KOR.

Współpraca: Ryszarda Socha

Polityka 38.2016 (3077) z dnia 13.09.2016; Temat tygodnia; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "KOD: reaktywacja?"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną