Porachunki ze „złotymi dziećmi PiS”. Decyzję o zdymisjonowaniu Jackiewicza, Kaczyński podjął już dawno
Pycha kroczy przed upadkiem. Podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy Jackiewicz miał chwilę triumfu jako potężny szef państwowej gospodarki, otoczony wianuszkiem wpatrzonych w niego prezesów spółek. Był bankiet, na którym odbierał hołdy. Chwilę później zaliczył serie bolesnych ciosów od kolegów z PiS, w tym od samego prezesa.
Padły oskarżenia, że źle dzieje się w spółkach Skarbu Państwa, że nieodpowiedni ludzie wpychają się na stanowiska, powołując się na prezesa Kaczyńskiego, choć prezes ich nie zna.
Jackiewicz najpierw stracił stanowisko w Komitecie Politycznym PiS, a potem stanowisko w rządzie. Pani premier pożegnała go w bardzo kurtuazyjnej formie. Że wypełnił misję, przygotował resort do likwidacji, stworzył koncepcję nowej organizacji państwowej gospodarki. Gdyby to od Beaty Szydło zależało, z pewnością Jackiewicz pozostawałby nadal ministrem. Przynajmniej do końca roku, kiedy likwidacji ma ulec resort skarbu.
Jackiewicz był zresztą rozważany jako kandydat na stanowisko ministra energii, po odejściu Krzysztofa Tchórzewskiego. Tchórzewski w jednej z koncepcji rekonstrukcji rządu ma przejąć po Adamczyku resort infrastruktury. Bo Adamaczyk nie radzi sobie z inwestycjami.
Ale to nie pani premier podejmuje decyzje, kto ma być w jej rządzie, a komu już dziękujemy. Według źródeł centrum analitycznego POLITYKA Insight, decyzję o zdymisjonowaniu Jackiewicza podjął Kaczyński już dość dawno. Prezes Polski pełnił funkcje najwyższej instancji odwoławczej w sprawach obsady stanowisk w państwowej gospodarce. I zbyt wiele skarg do niego w tych sprawach wpływało, co miało go zirytować.
Doszedł do wniosku, że Jackiewicz sobie nie radzi. Bo też zadanie miał niełatwe. Musiał godzić interesy wielu polityków, których ambicją było ulokowanie swoich ludzi w gospodarce na wysokopłatnych posadach.