Domniemanie prywatnej zemsty
Minister Ziobro odsuwa sędzię. Tę samą, która wcześniej ukarała go w prywatnej sprawie
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro odwołał zgodę na orzekanie w stołecznym sądzie okręgowym sędzi Justyny Koski-Janusz. Wcześniej orzekała ona w sądzie rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia. Dobra opinia, jaką się tam cieszyła, zdecydowała o awansie. Delegacja dotyczyła okresu do końca roku, mogła być jednak przedłużona. Zwłaszcza że przełożeni z sądu okręgowego nie mieli zastrzeżeń do jej pracy. Nie bez powodu na swojej wokandzie miała mieć kilkanaście poważnych spraw karnych (w tym oskarżanego o szpiegostwo na rzecz Rosji Stanisława S.).
Okazuje się jednak, że ni stąd, ni zowąd decyzją ministra – i to niezawierającą uzasadnienia – musi wrócić do poprzedniego miejsca pracy.
Już nagłość ta może budzić zdziwienie – zważywszy i na wspomniane pozytywne oceny, jakie dostawała sędzia, i na obyczaje w relacjach między ministrem a władzą sądowniczą.
A już niepokojąca jest możliwość, że decyzja ta jest prywatną zemstą szefa resortu. Okazuje się bowiem, że to właśnie sędzia Justyny Koska-Janusz wydała w minionym roku niekorzystny dla Zbigniewa Ziobry wyrok w procesie, który ten wytoczył (z tzw. prywatnego aktu oskarżenia) byłemu prezesowi PZU Jaromirowi Netzlowi w związku z tzw. aferą gruntową.
Sędzia oddaliła wtedy zarzut Ziobry, jakoby Netzel zniesławił go przed sejmową komisją śledczą. Więcej, w uzasadnieniu wytknęła politykowi, że pełniąc w 2007 r. funkcję ministra sprawiedliwości/prokuratora generalnego, zdradzał Netzlowi tajniki prowadzenia przez prokuraturę śledztwa dotyczącego przecieku z operacji CBA. Sędzia dowodziła także, że Ziobro łamał procedury obowiązujące w relacjach między prokuratorem a potencjalnym świadkiem w sprawie. Na dodatek nałożyła na polityka grzywnę za spóźnienie się na jedną z rozpraw.
Właśnie dlatego dopóki minister sprawiedliwości nie przedstawi publicznie przekonywających powodów skrócenia delegacji sędzi Koski-Janusz, dopóty można będzie domniemywać, że doszło do prywatnej zemsty.
PS Skądinąd dla każdego polityka punktem honoru (i elementem tzw. wizerunku) powinno być unikanie jakichkolwiek podejrzeń o próby wywierania nacisków na sędziów. O prywacie z wykorzystaniem urzędu nie wspominając. Zbigniew Ziobro od lat gardłuje jednak za przyznaniem politykom właśnie (a konkretnie ministrowi sprawiedliwości) większych uprawnień nadzorczych wobec władzy sądowniczej – a sam w swojej karierze wyraźnie celuje m.in. w stanowisko szefa tego resortu.
To tylko wzmacnia podejrzenia, że kieruje się chęcią podporządkowania sędziów władzy politycznej, zdezawuowania ich autorytetu i pozycji bądź czysto osobistą niechęcią do tej grupy prawników.