Z Komisją Wenecką najmniejszych zatargów, z Parlamentem Europejskim – pieczywko, masełko... Mamy tam zresztą swoich i to takich, że wymienię tylko prof. Ryszarda Legutkę. To on, lekko zirytowany ignorancją zachodnich cyborgów, tak im przybliżył wiedzę o Puszczy Białowieskiej, że europoseł – chyba z Danii – własnoręcznie wyniósł się z sali na noszach do szpitala Matki Polki w Łodzi. – Czy Polską ma rządzić kornik drukarz, czy demokratycznie wybrany PiS? To pytanie już bez mikrofonu zadał Legutko temu samowynoszącemu się, ale cały Parlament z ruchu warg profesora odczytał te fundamentalne dla polskiej racji stanu słowa.
Jarosław Kaczyński zawsze mówił, że interesuje go władza. Teraz ją ma i jeszcze bardziej ona go interesuje. Mówi się, że za bardzo. Może jednak trzeba zrozumieć człowieka, że chce dorównać Mieszkowi I, od którego podobno jego rodzina się wywodzi. I dorównuje. Już wszedł do historii, a za kilka lat dowiemy się z podręczników, jak z niej wyszedł. Drugi raz Polski nie ochrzci, ale... Byłoby ważne, by trudne ciąże były donoszone, nawet gdy płód jest zdeformowany i po urodzeniu nie ma szans na przeżycie. Można jednak wtedy takiego noworodka tuż przed śmiercią ochrzcić i nadać mu imię. Nie ja to wymyśliłem. To jest idea prezesa PiS, który demokratycznie rządzi Polską. W zacytowanym wyżej przypadku kobieta mało go interesuje. Przypuszczam, że on jej nawet nie zauważa. Kaczyński – głęboko wierzący i praktykujący katolik – ma takie po prostu kryteria. Pani premier Szydło ogłasza program zabezpieczający trudne ciąże. Państwo bierze na siebie obowiązek pomocy i odpowiednich nakładów na socjalne zabezpieczenia i wsparcie dla dzieci, które rodzą się ciężko chore i kalekie. Ja nie wiem – może nawet będzie specjalna nazwa akcji – trudna ciąża +. Potem się dowiemy, że to od drugiego dziecka, ale wszystko w swoim czasie.
Na polskich drogach wisi kilkaset zaklejonych czarną folią fotoradarów. Można teraz bezkarnie łamać przepisy i wciskać gaz do dechy. Na polskich drogach, niestety, PiS już nie rządzi. Rządzi śmierć. Za chwilę pojawią się liczne przydrożne busiki z dyżurnymi księżmi, którzy będą mogli udzielić umierającym kierowcom sakramentu ostatniego namaszczenia +.
– Niech wszystkich bioenergoterapeutów zniszczy ogień w imię Jezusa Chrystusa... To właśnie usłyszałem w TVP Info o godzinie trzeciej nad ranem. Tekst wypowiadał na Jasnej Górze egzorcysta. Podgrzewałem akurat naleśniki i jedną ręką byłem w kuchni, ale drugą na Jasnej Górze, gdzie kapłan ogłaszał, że łamie wszystkie szatańskie pieczęcie i rozkazuje siłom piekła opuścić Polskę i zabrać rozsiane przez siebie plugastwa. A są to: nienawiść, obłuda, szyderstwo, chamstwo, alkoholizm, gwałt, nostalgia, in vitro, brak miłości ojczyzny, komunizm, zdrada dyplomatyczna Tuska, ejaculatio praecox, zepsuty szczaw w butelkach, prezes Rzepliński, Krystyna Janda. Cytuję wymyślając trochę tendencyjnie, szczególnie że dziesięć minut te paskudztwa wymieniał. Ale ducha Jasnej Góry oddałem tu wiernie.
Nie mam nic przeciwko ciemnościom, zabobonom, wyklęciom i egzorcyzmom. Ludzie mają prawo wierzyć, w co chcą, i to praktykować. Miałbym jednak prośbę do nas wszystkich o edukację. O odpowiedzialną naukę i wychowanie przyszłych pokoleń w życzliwości i szacunku do każdej żywej istoty na Ziemi. Pismo naucza: „proście, a będzie wam dane”. Mimo że jestem ateistą, wierzę w te słowa Nazarejczyka. Nigdy też nie uwierzę, że można kogoś ogniem palić w imię Jezusa Chrystusa na Jasnej Górze.