Ludwik Dorn
7 listopada 2016
Tydzień w polityce
Znachorzy prezesa
Tym razem skupię się na – jak mawiano za czasów PRL – „przekaziorach”, czyli publicznym/narodowym radiu i telewizji. Na terenie tych instytucji „dobra zmiana” przekroczyła kolejną czerwoną linię.
W żaden sposób nie idealizuję poprzedników agentów „dobrej zmiany” w mediach publicznych. Byli stronniczy? Byli. Ale jednocześnie trzymali, na ogół, pewne standardy. Dało się odróżnić informację od komentarza. Czuło się, że ekipy dziennikarskie w radiu i telewizji nie tyle wysługują się PO i PSL, co szczerze nie lubią, a przy tym obawiają się PiS. Ponadto aż do samego końca utrzymywano w mediach publicznych szczątkowy pluralizm. Przyszła „dobra zmiana” i wycięto wszystko, co nie z niej.
W żaden sposób nie idealizuję poprzedników agentów „dobrej zmiany” w mediach publicznych. Byli stronniczy? Byli. Ale jednocześnie trzymali, na ogół, pewne standardy. Dało się odróżnić informację od komentarza. Czuło się, że ekipy dziennikarskie w radiu i telewizji nie tyle wysługują się PO i PSL, co szczerze nie lubią, a przy tym obawiają się PiS. Ponadto aż do samego końca utrzymywano w mediach publicznych szczątkowy pluralizm. Przyszła „dobra zmiana” i wycięto wszystko, co nie z niej. Nowa ekipa uznała też, że subtelność jest najgorszym wrogiem komunikatywności, więc zabiegi perswazyjne zastąpiła łopata do załadowywania głów widzów. Informacja o faktach zniknęła, zastąpiły ją czasami niepowiązane z faktami komentarze. Opozycja jest wyłącznie dezawuowana, natomiast kierownictwo partii i rządu nie może na ekranie telewizyjnym wyślizgnąć się z wazeliny. Tak było dotąd, ale teraz jest jeszcze bardziej. Przedmiotem brutalnego ataku propagandowego w „przekaziorach” stały się w ostatnich dniach ludzie i środowiska niezaangażowane w bezpośredni konflikt z obozem władzy, takie jak Rada ds. Uchodźców w Gdańsku, Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej i Stowarzyszenie 61 (MamPrawoWiedzieć.pl). Atak na instytucje spoza polityki to pewne novum. Towarzyszą temu dalsze zmiany kadrowe. Jak odnotował prawicowy publicysta Piotr Skwieciński, w radiu i telewizji skończył się etap wyrzucania tych, którzy są „nam” wrodzy, a zaczął – pozbywania tych, którzy nie są wystarczająco „nasi”. Jego zdaniem proces ten ma charakter masowy. W ostatnich 10 dniach doszło także w mediach publicznych do zdarzeń, które same w sobie z polityką się bezpośrednio nie wiążą, ale, moim zdaniem, mają polityczny koloryt. Mam na myśli promowanie przez media „narodowe” wszelkiej maści znachorów i antyszczepionkowców. W Olsztynie tamtejsza posłanka PiS Iwona Arent zorganizowała spotkanie „Szczepionki – dobrodziejstwo czy problem i zagrożenie?” z udziałem emerytowanego lekarza chirurga dr. Jerzego Jaśkowskiego, od lat znanego z niekonwencjonalnych opinii, m.in. o szkodliwości dla zdrowia picia mleka o temperaturze powyżej 41 stopni i konwencjonalnej w pewnych kręgach opinii, że „Gazeta Wyborcza” to gazeta żydowska dla Polaków. Medioznawca i specjalista od ciepłoty mleka stwierdził, że przez 300 lat szczepionkowcy nie udowodnili, że szczepionki na cokolwiek działają. Dłuższą relację ze spotkania wyemitowało regionalne publiczne Radio Olsztyn – i nic dziwnego, posłanka Arent nie tylko jest posłem z obozu władzy, ale też wiceprezesem partii władzy w regionie i lepiej kierownictwu regionalnego radia żyć z nią dobrze. Jednak, nie wiedzieć czemu, krótką relację ze spotkania nadał też ogólnopolski Program III, cytując wyżej przytoczony pogląd dr. Jaśkowskiego oraz głos zaniepokojonej matki małego dziecka, pani Urszuli, która nie wie, jak to ze szczepionkami jest i przepełniają ją obawy. Podobny w wymowie, ale dużo dłuższy program „Szeptem”, poświęcony szkodliwości szczepionek, wyemitowała też telewizyjna Dwójka. Jedynym „ekspertem” był w nim pan przedstawiony jako doktor medycyny naturalnej, czyli raczej nie lekarz, bo żadna uczelnia medyczna nie wydaje dyplomów „medycyny naturalnej”. Jakby tego było mało, w publicznym i regionalnym Radiu Katowice cyklicznym programem został przez „dobrą zmianę” uszczęśliwiony inżynier pan Zięba, naczelny znachor (naturoterapeuta) Rzeczpospolitej, który na antenie oznajmił, że schizofrenię należy leczyć zwiększonymi dawkami witaminy B3, a skutki leczenia przepisywanymi przez psychiatrów środkami farmakologicznymi są fatalne. Przypomnijmy, że radio i telewizja publiczna mają w ustawę wpisaną misję publiczną, do której należy „kształtowanie postaw prozdrowotnych”, co powinno wykluczać propagowanie znachorstwa. Inwazja znachorów w mediach publicznych ma, moim zdaniem, polityczne przyczyny, ale nie jest elementem jakiejś przemyślanej koncepcji. Odpowiada za nią strukturalne podobieństwo mentalności i sposobu postrzegania rzeczywistości przez rzeczników „dobrej zmiany” oraz ruchy antyszczepionkowe i niszo
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.