Film wyprodukowano 10 lat temu, dlatego, niestety, wiele dzieci zdążyło go zobaczyć i potraktować jako niewinną bajkę o pingwinach, tymczasem z ustaleń „Frondy” wynika, że mamy do czynienia z utworem bezbożnym, w którym jest „cała masa treści złych, dwuznacznych i niebezpiecznych”.
Stepujący Mambo czuje się samotny i niezrozumiany, czemu trudno się dziwić, gdyż w społeczności pingwinów stepowanie uchodzi za bluźnierstwo i wynaturzenie. Szkodliwy wpływ stepowania na umysłowość pingwinów podkreślają zwłaszcza stare pingwiny, przekonane, że takie praktyki wywołują tylko gniew Wielkiego Pingwina – boga wszystkich pingwinów. Niestety, odmieniec Mambo ten religijny autorytet ma za nic i nie tylko nie porzuca stepowania, ale zaczyna nim zarażać rówieśników.
Dla recenzenta „Frondy” kwestionowanie duchowego przywództwa Wielkiego Pingwina jest nie do przyjęcia. Razi go też zmanipulowany obraz jego wyznawców, ukazanych bez cienia sympatii, jako skazanych na wymarcie zacofańców, nieumiejących pogodzić się z zaistnieniem w świecie pingwinów nowych zjawisk, takich jak stepowanie. Z drugiej strony jego moralny opór budzi sympatia, z jaką przedstawiana jest rozwiązłość seksualna reszty pingwinów, w tym „pozamałżeńskie tańce damsko-męskie”. Mają one być przejawem radości i szczęścia, z czym trudno się zgodzić, biorąc pod uwagę, że są to wulgarne i obsceniczne pląsy, ostro potępiane przez Wielkiego Pingwina. Szczególnie bulwersuje taniec w stylu doggy dance, w którym – jak zauważa zniesmaczony recenzent – tańcząca pingwinica odwraca się tyłem do partnera „i przez pewne charakterystyczne ruchy naśladuje w ten sposób seks analny”. Promocji seksu analnego uprawianego pod płaszczykiem tańca towarzyszy dodatkowo fakt przychylnego pokazywania feminizmu, którego „zwodniczy, diabelski głos” krytyk „Frondy” wyraźnie słyszy w głosie jednej z bohaterek deklarującej, że „nie widzi swojego powołania w wysiadywaniu jaja”.