Pierwszym posunięciem redakcji było – typowe dla POLITYKI – „radykalnie ostrożne” odmłodzenie stajni felietonistów poprzez zaangażowanie profesora Jana Hartmana, znakomitego autora (ale młodego – powiedzmy – umiarkowanie), a także rewelacyjnego blogera, który został liderem blogerów POLITYKI, czego mu serdecznie gratuluję.
Ale ja miałem na myśli zmiany w gronie felietonistów dalej idące: marzyła mi się autorka (!), która będzie przedstawicielką młodszego pokolenia i – w dodatku! – będzie prawicowa (cokolwiek to dziś znaczy). I oto, ku mojej radości pojawiły się Siostry Sisters felietonu, kobiecy tandem, moja ulubiona Sylwia Chutnik – miłośniczka warszawskich ulic, podwórek i zaułków, oraz międzynarodowa pisarka Grażyna Plebanek (Bruksela). Sama idea pisania felietonów we dwójkę jest dla mnie tak egzotyczna, jak pisanie razem wierszy, więc będę paniom kibicował jak Żyleta. Do prawicy trudno jednak szanowne autorki zaliczyć, a tam panuje posucha. Gargas, Kania, Lichocka, Stankiewicz – ciotki rewolucji, bez cienia humoru, więc dziękuję, postoję.
Chutnik i Plebanek startują z felietonem w doskonałym dla drwiny okresie, kiedy tematy same pchają się „pod pióro”, bzdura goni głupotę, rozum ucieka w popłochu. Prezes Kaczyński mówi, że związani z poprzednią władzą przedsiębiorcy na złość nowemu rządowi nie inwestują, czyli siedzą na forsie i nie chcą rozwijać swoich biznesów. Jest gorzej, niż mówi prezes. Pacjenci w szpitalach masowo wyrywają sobie wenflony z żył i prują szwy pracowicie zaszyte przez chirurgów, byle tylko popsuć rządowi statystykę umieralności. Ratownicy z pogotowia dobijają ofiary wypadków. Na oddziale psychiatrii podobnie.