Kraj

Koniec kadencji prezesa Rzeplińskiego. Teraz to władza wykonawcza stoi nad sądowniczą

Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Co mamy teraz? W teorii pozostaje i konstytucja, i Trybunał Konstytucyjny. I tylko w teorii.

To ostatni dzień mandatu Prezesa Trybunału Konstytucyjnego sędziego Andrzeja Rzeplińskiego. Smutny dzień w historii naszego kraju. Wraz z jego odejściem kończy się też dotychczasowa rola samego Trybunału jako strażnika konstytucji.

Władza wykonawcza taranowała Trybunał przez rok z górą. W końcu nawet rozsądne media zaczęły w informacjach używać terminu „spór o Trybunał”. To poważny błąd. Nie ma tu dla prawnika żadnego sporu. Jeśli kierowca samochodu wjeżdża na czerwonym świetle i nokautuje przechodnia na pasach – nie powiemy, że był to spór między kierowcą samochodu a spokojnym przechodniem. Powiemy, że to ordynarne, groźne przestępstwo kierowcy.

PiS swoim wyznawcom obłudnie stara się przedstawić taki obraz, jakoby w każdym kraju mogła się toczyć dyskusja prawników i spory o kształt sądownictwa i że nie ma w tym niczego nadzwyczajnego. Tak, dyskusja może oczywiście dotyczyć sposobu wyboru sędziów, ich liczby, terminów ich powołania, ślubowań, jakie złożą i przed kim, organizacji pracy, formy publikacji wyroków itd. W Polsce natomiast doszło do wydarzenia niesłychanego, z którym nikt nie powinien się pogodzić.

I szef rządzącej partii, i prezydent, i premier odrzucili wydane już ostateczne wyroki, a nawet starali się – poprzez zakaz publikacji – by ich treść nie dotarła do opinii publicznej. To znaczy – mówiąc w skrócie – władza wykonawcza postawiła się ponad władzę sądowniczą. Przyznała sobie prawo oceny tego, co jest wyrokiem, a co nie jest. Nie daj Boże, by w przyszłości jakiś rządzący powoływał się na ten precedens.

Teoretycznie Trybunał Konstytucyjny

Co mamy teraz? W teorii pozostaje i konstytucja, i Trybunał Konstytucyjny. Ale sędziowie wybrani przez PiS – i w zdaniach odrębnych, i w wypowiedziach medialnych – najwyraźniej zgadzają się z postawą partii rządzącej, a kontestują orzecznictwo Trybunału w zakresie ustroju państwa.

Tak więc uznają prymat władzy wykonawczej nad sobą – bo albo publicznie, albo milcząco – ignorują te orzeczenia Trybunału, których rząd nie opublikował. By ułatwić partii rządzącej dalsze opanowanie Trybunału – torpedują Zgromadzenie Ogólne. Tym samym nie są władzą ani odrębną, ani niezawisłą.

Przez rok PiS uchwalił już siedem czy więcej ustaw o organizacji pracy Trybunału i statusu jego sędziów. Mają one tylko pozór legalności. W gruncie rzeczy to ubieranie bezprawia w szaty ustaw i demoralizacja zasiadających w Trybunale sędziów. Twórca sądownictwa konstytucjonalnego Hans Kelsen zwracał uwagę, że dopóki w państwie nie ma niezależnego organu oceniającego decyzje ustawodawcy, dopóty konstytucja, choćby najładniejsza, pozostaje zbiorem pobożnych życzeń.

Słyszymy czasem argument, że PiS nie ma prawa zmieniać ustroju państwa, bo nie ma większości konstytucyjnej. Uważam ten argument za błędny. Otóż nawet gdyby PiS wraz z Kukizem miał nie 235, ale wszystkich 460 posłów – to dzisiejsze poczynania byłyby łamaniem demokratycznego prawa. Nowi sędziowie, nominaci partyjni PiS, otwarcie lub milcząco przyjmują założenie sejmowładztwa – a w praktyce jedynowładztwa szefa partii rządzącej – a nie zasady demokracji konstytucyjnej.

W demokracji konstytucyjnej możliwa jest oczywiście zmiana konstytucji i wielu jej szczegółów, a nawet dogłębna reforma Trybunału Konstytucyjnego o takiej czy innej nazwie. Ale zasadniczy rys ustroju musi pozostać ten sam. Należą do niego hamowanie i równowaga władz, a nie zwierzchność władzy wykonawczej, jak teraz w Polsce, odrębna i niezawisła władza sądownicza i poszanowanie praw człowieka. Dziwię się, że w ogóle można dyskutować w takiej sprawie.

Powiedzmy jasno: a jak parlament uchwali konstytucję, w której nie będzie na przykład wolności słowa i zgromadzeń albo wyznania, bo większość jej nie chce, czy nazwiemy taki ustrój demokracją konstytucyjną? Przecież to zawracanie głowy!

Rzepliński wytrwał dzięki osobistej odwadze

Dwa słowa o sędzim Andrzeju Rzeplińskim. Pod koniec kadencji przyszło mu pracować w czasach, kiedy władza wykonawcza konsekwentnie atakuje i ogranicza instytucje demokratyczne Państwa. Był brutalnie atakowany, obrażany pomówieniami, stawiano mu zarzut stronniczości. Wytrwał na stanowisku dzięki osobistej odwadze, kompetencji prawniczej i odpowiedzialności za państwo.

Na jego kompetencje sędziowskie miała wpływ wcześniejsza działalność w Komitecie Helsińskim i w gremiach ONZ, co pogłębiło jego przywiązanie do praw człowieka i obywatela, także rozumienie praw socjalnych, jak również ambicji i zadań państwa. Rozumiał i wysoko cenił niezawisłość sędziowską – podstawową wartość sędziego, która dziś dla nominatów partyjnych stanęła pod znakiem zapytania.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną