Okazało się, że „okupanci” sali sejmowej mieli „podnieść żagiew rebelii” i działać na wzór morderców z Czerwonych Brygad oraz grupy Baader-Meinhof. Tymczasem, kontynuował funkcjonariusz publiczny, PiS wspiera Matka Boska, to jej wstawiennictwo uratowało Polskę od przemocy. Co prawda nawet najbardziej pokiereszowany umysłowo ma prawo do religijnych uniesień, ale w jakim dymie nienawiści trzeba sobie łeb uwędzić, by oskarżać posłów o planowanie zbrodni? Nie pierwszy raz zresztą. To straszenie rozlewem krwi, terrorystami, ulicznymi prowokacjami opozycji, bezkarnością przestępców, zamachem stanu, czyli puczem, weszło do stałego repertuaru rządzących. Z troski weszło, z potrzeby, aby naród cicho siedział.
No to wrogów wewnętrznych mamy na razie odfajkowanych. Zewnętrznych odfajkowaliśmy w Żaganiu podczas „powitania” wojsk amerykańskich. Piękna to była akademia. Żołnierze z USA zachwycali się polskimi przemówieniami: Drodzy przyjaciele powietrznodesantowi, mamy sześć czekających na zezłomowanie sowieckich helikopterów z czasów Chruszczowa i to jest nasz wkład w budowanie nowoczesnych strategii wojskowych. Jankesi liznęli też co nieco z biało-czerwonych obsesji. Dowiedzieli się, że pierwszy atak Rosji na Europę nastąpił 10 kwietnia 2010 r., a Polska cały czas pracuje nad odwetem i jest dosłownie o pół kroku od wyjaśnienia prawdy, także tej „zamkniętej w grobach” przez zdrajców.
Czuło się, że nad całym Żaganiem wisi odpowiedzialność. Dwie starsze panie ze łzami w oczach mówiły: Jesteśmy wolontariuszkami obrony terytorialnej. Rosja nawet pojęcia nie ma o sile naszego uderzenia. Ćwiczymy na polach, na których nic nie rośnie, bo – na szczęście – 90 tys. rolników nie dostało unijnych dopłat. To prezent ministra rolnictwa dla obrony kraju.