Polska po PiS? Czy nie za wcześnie na taki temat? Nie za wcześnie. W końcu minionego roku Witold Gadomski przestrzegł w „Gazecie Wyborczej”, że obie strony obecnego konfliktu w Polsce powinny się starać, aby „jego intensywność była utrzymana w racjonalnych granicach”. Ostrzegł także, by opozycja nie ulegała duchowi „rewanżyzmu” (prezydent i premier przed Trybunał Stanu!), bo to tylko integruje pisowski obóz władzy. Z apelem publicysty można się zgadzać lub nie, ale w jednym Gadomski ma rację: „prawdziwym problemem, z którym będziemy się musieli zmierzyć, gdy PiS odda władzę, będzie naprawa tego, co zostało i jeszcze zostanie zepsute”.
Prędzej czy później przed opozycją stanie pytanie, jak pozamiatać po „kulturalnej kontrrewolucji”. Upadek władzy pisowskiej będzie dla opozycji i jej zwolenników momentem prawdy, czy dadzą radę pokierować państwem. Oponenci dzisiejszej władzy muszą się też liczyć z wariantem „opozycji totalnej” (i to na serio, a nie w wersji Schetyny), do której tym razem może przejść PiS. To się w polityce zdarza. W Hiszpanii socjaliści zapowiedzieli, że „ukrzyżują żywcem” mniejszościowego premiera Rajoya, konserwatystę. Skończyło się na tym, że w zamian za polityczne ustępstwa przeszli na tryb „konstruktywnej” opozycji. U nas jednak nie zanosi się na Madryt w Warszawie. Ani dziś, ani w dniu klęski PiS. Dlatego szuflady opozycji muszą być pełne nie tylko planów na czas po wygranej, ale także raportów dokumentujących z kronikarską precyzją skutki decyzji podejmowanych przez pisowskie kierownictwo państwa.
Władza popisowska będzie działać na gruzach konstytucyjnej demokracji liberalnej i społeczeństwa otwartego.