Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Polska wałachem stoi

Tydzień w polityce

Dziś zajmiemy się mądrościami ludowymi i odkryjemy ich nowe praktyczne znaczenia.

Zacznijmy od „lewą ręką za prawe ucho”, czyli po co robić coś prosto, jeśli można to skomplikować. Do tego powiedzonka jak ulał pasują łamańce, jakie rząd wyczynia z systemem emerytalnym. Przypomnijmy: w 2012 r. ustawowo przedłużono wiek emerytalny mężczyzn i kobiet z, odpowiednio, 65 i 60 lat do 67 lat. Z jednym wszakże zastrzeżeniem, o którym zdaje się mało kto dzisiaj pamięta: podwyższanie wieku emerytalnego miało być stopniowe – a konkretnie o jeden rok co cztery lata. 67-letni wiek emerytalny mężczyźni mieli osiągnąć w 2020 r., a kobiety dopiero w roku 2040 (!). Była to logiczna konsekwencja faktu, że żyjemy dłużej, a więc i pracować powinniśmy dłużej, zwłaszcza że osób w wieku produkcyjnym, które będą zarabiać na nasze emerytury, będzie relatywnie coraz mniej.

Jednak gdy polityków zaślepia żądza władzy, logika musi ustąpić miejsca chciejstwu. Podpisując ustawę obniżającą wiek emerytalny, prezydent Andrzej Duda z właściwym sobie zadęciem oświadczył, że dopiero teraz Polakom „przywracana jest godność”. Skądinąd wiadomo, że podpis Andrzeja Dudy obniża emerytury pań o ok. 33 proc., a panów o ok. 11 proc., ale cóż – godność kosztuje. Autorzy tej „dobrej zmiany” dobrze o tym wiedzą, stosują więc znaną metodę wyjaśniania przez mącenie. „Przecież my nikogo nie zmuszamy do przejścia na emeryturę. Jeśli czuje się na siłach, niech nadal pracuje” – powiadają. Ale przecież dotychczasowa ustawa właśnie to przewidywała! Przy ustawowym wieku emerytalnym 67 lat pozwalała przejść na wcześniejszą, odpowiednio niższą emeryturę w wieku 65 lat (mężczyźni) i 62 lat (kobiety). Po co więc lewą ręką do prawego ucha sięgać, kiedy wystarczyło co najwyżej lekko skorygować to, co było?

Polityka 4.2017 (3095) z dnia 24.01.2017; Komentarze; s. 8
Oryginalny tytuł tekstu: "Polska wałachem stoi"
Reklama