Kraj

Studia na wariata

Chorzy psychicznie czy znerwicowani studenci to żadne zagrożenie dla porządku dydaktyki akademickiej.

Wszyscy chyba słyszeli już o sprawie dr. hab. Piotra Nowaka, profesora filozofii na Uniwersytecie w Białymstoku, autora opublikowanego kilka tygodni temu w „Rzeczpospolitej” artykułu, w którym wezwał do „ograniczonej dyskryminacji” osób z zaburzeniami psychicznymi. Zdaniem prof. Nowaka, będącego zresztą uznanym już filozofem, powinny być wyznaczone jakieś granice tolerancji dla ich nietypowych zachowań podczas zajęć akademickich. Jako że autor, poruszając ten wielce drażliwy temat, wyrażał się mało dyplomatycznie i używał nie dość poprawnego i nie dość precyzyjnego języka, zebrał straszne cięgi. Nie sądzę, żeby swoim tekstem kogoś naprawdę obraził. Po prostu podszedł do sprawy nieco niezręcznie, bez właściwego wyczucia kontekstu, choć intencje miał czyste.

Uczelnie wyższe zawsze były azylem dla osób chorych psychicznie. Na uniwersytetach pracuje i studiuje wielu ludzi, którzy w innych środowiskach zawodowych nie mieliby szans. Zdarza się też, że jak nigdzie indziej przedłuża się zatrudnienie pracownikom, których stan uniemożliwia właściwe wykonywanie obowiązków. Osobiście jestem dumny z tego, że uczelnie, także polskie, są przyjazne osobom z zaburzeniami psychicznymi. Cieszę się również z tego, że wzorem uczelni zachodnich zaczynają powstawać u nas akademickie ośrodki wsparcia psychologicznego i psychiatrycznego. Przykładem Uniwersytet Jagielloński, oferujący studentom wszechstronną pomoc, łącznie z psychoterapią. Może właśnie z powodu tych pięknych tradycji, niekoniecznie znanych prof. Nowakowi, zebrał on taką burzę, siejąc tak niewielki wiatr. Swoją drogą, mam nadzieję, że burza już ucichła.

Problem zaburzonych studentów, którzy uniemożliwiają prowadzenie zajęć, podobnie jak problem zaburzonych wykładowców jest marginalny.

Polityka 8.2017 (3099) z dnia 21.02.2017; Felietony; s. 126
Reklama