Urlopowany rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz potrzebował aż tygodnia, żeby uświadomić sobie, że nazywając przygotowaną przez siebie stronę internetową „dezinformacja.net”, niechcący ujawnił prawdę o samym przedsięwzięciu. A ponieważ mówienie prawdy absolutnie nie leży w jego emploi, no i z pewnością nie pasuje do zadań, jakie postawił przed nim jego bezpośredni i jedyny zwierzchnik, już po tygodniu funkcjonowania nieliczne umieszczone na stronie materiały zostały zastąpione planszą głoszącą: „Bardzo dziękujemy za zainteresowanie tematyką dezinformacji w Polsce.
Polityka
8.2017
(3099) z dnia 21.02.2017;
Felietony;
s. 129