Sejm przegłosował budowę kanału przez Mierzeję Wiślaną. Ekolodzy i ekonomiści są przeciw
Sejm przyjął ustawę o budowie kanału przez Mierzeję Wiślaną. Przy wyjątkowej międzypartyjnej zgodzie – 401 głosów za, 10 przeciw i 18 wstrzymujących się. Ta zgoda byłaby uzasadniona, zrozumiała i wręcz chwalebna, gdyby chodziło o inwestycję gwarantującą przewagę pożytków nad stratami.
Niestety, w tym przypadku straty są pewne (dotyczą głównie chronionej przyrody Mierzei i Zalewu Wiślanego), a pożytki wysoce wątpliwe. Dlatego przedsięwzięcie, którego koszt szacowany jest nader oględnie na ok. 880 mln zł, nie miało najmniejszych szans na środki unijne i będzie finansowane z budżetu państwa.
Kanał (1,3 km długości i 5 m głębokości) ma umożliwić wpływanie do portu w Elblągu jednostek o parametrach morskich, tj. zanurzeniu do 4 m, długości 100 m, szerokości 20 m. Obecnie Elbląg ma port (zmodernizowany za unijne pieniądze) i łączność z Bałtykiem poprzez Cieśninę Pilawską leżącą w granicach Rosji. Handluje głównie z Kaliningradem. Z mniejszą lub większą intensywnością, zależną od koniunktury – gospodarczej i politycznej.
Drugie podejście do przekopania Mierzei Wiślanej
Przyjęta właśnie ustawa to drugie podejście PiS do przekopu. Pierwsze było w 2007 r., tuż przed utratą władzy na rzecz PO-PSL. I miało kontekst polityczny – Rosja zagrała Polsce na nosie, zamykając na czas jakiś drogę przez Cieśninę Pilawską. W odpowiedzi rząd Jarosława Kaczyńskiego postanowił powtórzyć gest Kozakiewicza. Podniósł przekop do rangi symbolu polskiej suwerenności.
Potem sprawa nie wygasła, tylko spowolniła. Trwały różne prace koncepcyjne, badania środowiskowe. Rękę na pulsie trzymali jednako lokalni politycy PO i PiS.