Ci (nie)straszni Niemcy
Ci (nie)straszni Niemcy... Czy Polacy wciąż się ich boją?
Od lat badania opinii publicznej dowodzą, że Niemcy – wbrew oczekiwaniom polityków PiS – są postrzegani w Polsce pozytywnie i ta sympatia od ćwierć wieku nawet rośnie. Według najnowszych badań CBOS sympatię do Niemców deklaruje 46 proc. pytanych, tyle samo wskazań mają Chorwaci czy Duńczycy, o 2 proc. wyżej są Francuzi, o pięć – Anglicy, a niżej od Niemców: Grecy, Litwini, Białorusini. Wyraźnie niżej Ukraińcy. Na szczycie listy popularności są Czesi i Słowacy. Dla większości Polaków jest oczywiste, że to Niemcy były promotorem Polski w Unii Europejskiej, że ten kraj jest naszym głównym politycznym i handlowym partnerem, poza tym miejscem pracy dla zarobkowych emigrantów, zanim na czoło w tej kwestii nie wysunęła się Wielka Brytania. Ta zresztą właśnie się z Unii wycofuje, a więc znowu pozostaną Niemcy.
Niemniej PiS wciąż liczy na głębokie pokłady uprzedzeń, jakby wierzył, że „dobry Niemiec” to odczucie u Polaków naskórkowe, świeże, podobnie jak ich „europejskość”. Rzecz w tym, że figura Niemca, który ponoć z natury nie może być przyjazny, przydaje się – tak przynajmniej wierzy PiS – gdy trzeba wykazać, że to Angela Merkel trzęsie Europą, a interesy Niemiec zawsze są sprzeczne z polskimi, jak ostatnio stwierdził Jarosław Kaczyński. Kilka lat temu sugerował związki Merkel ze Stasi, potem mówił o Polsce jako kondominium rosyjsko-niemieckim. W tle trwała zacięta walka z Eriką Steinbach, byłą przewodniczącą Związku Wypędzonych. Rurociąg gazowy Rosja–Niemcy prawica przedstawiała jako kontynuację polityki rozbiorowej.
Antyniemieckość przydaje się także do walki z mediami jako epitet mający uruchomić jadowity resentyment: wiadomo, dlaczego część gazet jest nieprzychylna rządowi – bo wydają je niemieckie koncerny.