Formalnie terminu zakończenia operacji eFP (enhanced Forward Presence, nieposiadającej na razie osobnego kryptonimu) nie ma. Jak wiele razy podkreślał sekretarz generalny Jens Stoltenberg, misja przygotowana w Walii i zatwierdzona w Warszawie jest „open ended” – nie ma zakreślonego dziś w kalendarzu końca. Co więcej, jej poszczególne elementy są nadal w budowie i już wiadomo, że nie skończy się ona w tym roku. Trzeba dokończyć wielonarodowe dowództwo szczebla dywizji w Elblągu, trzeba też uzupełnić wielonarodowe komponenty wojskowe; polska kompania czołgów z Braniewa nadal czeka na przerzut na Łotwę.
Wreszcie trzeba wpiąć wielonarodowe bataliony we współpracę z lokalnymi brygadami i przećwiczyć łańcuch dowodzenia – zarówno w czasie pokoju, jak i kryzysu i wojny. To wszystko zajmie około roku.
Jednocześnie jednak w NATO i relacjach bezpieczeństwa Europy z USA zachodzą procesy, które jeśli nawet nie cofną decyzji o wzmocnieniu wschodniej flanki w najbliższym czasie, to mogą podważyć wiarygodność tego ruchu. Brexit, amerykańsko-europejski spór o wydatki obronne, unijne inicjatywy pogłębionej współpracy militarnej, wreszcie wybory we Francji i Niemczech – na to wszystko powinniśmy patrzeć z obawą, witając żołnierzy NATO w Polsce, Estonii, na Litwie i Łotwie. Bo zobaczmy, jak skomplikowana to układanka.
Czy Brexit zaszkodzi NATO?
Wielka Brytania zapewnia trzon batalionu NATO w Estonii i wsparcie kontyngentu w Polsce. U nas pojawiły się lekkie pojazdy rozpoznawcze Jackal, w estońskiej bazie Tapa nawet czołgi Challenger 2.