Kraj

Gorsza część Polaków demonstrowała na placu Piłsudskiego

10 kwietnia Obywatele RP demonstrowali w obronie demokracji, konstytucji i prawa do zgromadzeń. 10 kwietnia Obywatele RP demonstrowali w obronie demokracji, konstytucji i prawa do zgromadzeń. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Zebrali się na pl. Piłsudskiego. Zachowywali się godnie, poważnie. Demonstrowali w obronie demokracji, konstytucji i prawa do zgromadzeń.

Nie grała kapela, nie hałasowały wuwuzele. Kilka tysięcy osób. Z Warszawy i Mazowsza, z Gdańska, Katowic, Szczecina, Wrocławia, Bydgoszczy.

Polacy z różnych miast stawili się 10 kwietnia, aby sprzeciwić się władzy. Zgromadzenie zwołali Obywatele RP wsparci przez sympatyków KOD i innych ruchów społecznych. Przemawiał nieformalny lider Obywateli RP Paweł Kasprzak: „Jesteśmy tutaj, aby sprzeciwiać się tym, którzy napędzają smoleńską sektę. To jest totalitarny żywioł, niszczący ludzką godność. Treścią naszej tu obecności jest obrona godności. Od półtora roku w Polsce deptana jest konstytucja, w której zapisano nasze prawa. Jednym z nich jest prawo do demonstracji”.

Wokół demonstrującego tłumu czuwały kordony policyjne. Tak jakby obawiano się, że Obywatele RP będą obalać władzę.

Tłukli pięściami pod hasłem: „Jarosław, Polskę zbaw!”

W tym czasie inni Polacy okupowali Krakowskie Przedmieście, modlili się, maszerowali i wspierali Jarosława Kaczyńskiego.

Swojego wodza. A ten przemówił, chytrze mrużąc oczy. O zamachu i wybuchu, o coraz bliższej prawdzie, o tych, co tam krzyczą, ale „nas nie zakrzyczą”. O lepszych i gorszych Polakach. I niespodziewanie: że trzeba zwalczyć nienawiść, bo nie jest nam potrzebna. I zaraz potem jego wyznawcy, czyli „lepsza część Polaków”, przystąpili do walki z nienawiścią, atakując grupę z transparentem „Obywatele Solidarnie w Akcji”, którą namierzyli w okolicy hotelu Bristol. Tłukli pięściami i kijami pod hasłem: „Jarosław, Polskę zbaw!”. Policja nie przeszkadzała.

Gorsza część Polaków próbowała przedostać się na Krakowskie Przedmieście, aby spojrzeć w oczy wodza PiS. Ale tam było miejsce tylko dla swoich. Siódmej rocznicy katastrofy smoleńskiej nadano rangę uroczystości państwowej. Zdawałoby się, że obchody firmowane przez państwo polskie będą dla wszystkich obywateli, ale okazało się, że to impreza zamknięta. Wstęp tylko ze specjalnymi przepustkami dla członków klubów „Gazety Polskiej”, zwiezionych z kraju autokarami. Ich spokoju chroniło kilka tysięcy policjantów ustawionych w zwartych szykach. Gorszą część Polaków wyrzucono poza nawias.

Obywatele RP od marca 2016 r. każdego dziesiątego dnia miesiąca organizują na Krakowskim Przedmieściu kontrmiesięcznice. Stają naprzeciw lidera PiS i krzyczą, że kłamie. Kaczyńskiego to denerwuje. Przeszkadza mu. Do tego stopnia, że PiS łamiąc konstytucję, przeforsował zmianę prawa o zgromadzeniach, wprowadzając pierwszeństwo dla zgromadzeń cyklicznych. Czyli dla, jak mówi Kasprzak, sekty smoleńskiej.

Za miesiąc, 10 maja, miesięcznica smoleńska chroniona przez armię policjantów znów zderzy się z protestami Obywateli RP. To pewne jak w banku. I znów Jarosław Kaczyński usłyszy, że jest kłamcą. I znów zmruży oczy i będzie mówił o prawdzie, do której coraz bliżej. To paliwo dla jego wyznawców. Ale i dla jego przeciwników. Za miesiąc na Krakowskim Przedmieściu spotka się podzielona Polska.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną