Trudno zliczyć kłopoty Komitetu Obrony Demokracji, a sytuacja jest na tyle dynamiczna, że nawet między napisaniem tego tekstu a jego publikacją na jaw mogą wyjść kolejne afery. Ale nawet już te istniejące w zupełności wystarczają, by można mówić o śmierci KOD w jego dotychczasowej postaci. Zrujnowany na własne życzenie wizerunek lidera, kłótnie działaczy, oskarżenia o nieprawidłowości finansowe, a do tego paraliż decyzyjny i nieudolność organizacyjna – taki jest dziś obraz KOD. Niedługo nie będzie czego reanimować.
Jeszcze rok temu KOD gromadził na marszach dziesiątki tysięcy ludzi, a ostatnia większa manifestacja odbyła się w grudniu przy okazji sejmowego kryzysu. Już wtedy było jednak widać, że w Komitecie brakuje pomysłu na dalszą działalność, a zdolności mobilizacyjne słabną.
Na początku roku KOD wszedł na równię pochyłą. Wyszły na jaw informacje o tym, że część pieniędzy ze zbiórek publicznych na KOD trafiało do firmy Mateusza Kijowskiego i jego żony Magdaleny, która wystawiła faktury na ponad 91 tys.
Potem przyszły wiadomości o następnych fakturach, zaginionych pieniądzach i protokołach ze zbiórek publicznych. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie alimentów Kijowskiego. „Rzeczpospolita” napisała zaś, że lider kapeli grającej regularnie na wiecach KOD ma proces za handel kobietami.
Żołnierze kontra murarze
Sprawa zaginionych pieniędzy trafiła nawet do prokuratury. Wyjaśnianiem finansowego bałaganu zajęła się Danuta Kuroń, która stworzyła Zespół Dobrych Usług, i z jego pomocą prześledziła dokumentację i sposób rozliczania zbiórek od początku istnienia KOD i sporządziła rekomendacje. Komitet uznał jej sprawozdanie za nierzetelne, Zespół kontynuuje jednak pracę i przed majowymi wyborami zarządu przedstawi kolejne rekomendacje.