Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Nasze sekrety

W Polsce pokutuje stereotyp, że do psychologów chodzą świry i że to czynność zbędna oraz luksusowa.

Zbiorowa psychoterapia, polska kozetka – postulaty wielkiej narodowej spowiedzi padają coraz częściej, w tonie mniej lub bardziej desperackim. Bo namnożyło się nam traum narodowych, niegojących się ran, upierdliwych urazów. A wszystko to niewypowiedziane, zakłamane, podmiecione pod dywan jak w domu pani Dulskiej. Nic dziwnego, że strzyka, kłuje, cofa się, zatyka – objawy psychosomatyczne polskiego zbiorowego ciała zatrważają. I ta choreografia z krzyżem – jedni z nim biegają, drudzy się nim kładą, a trzeci – okładają tymże innych.

Problem w tym, że w Polsce pokutuje stereotyp, że do psychologów chodzą świry i że to czynność zbędna oraz luksusowa. Dlatego proponujemy rozwiązanie pośrednie. Od kilku lat w Stanach Zjednoczonych realizowany jest projekt, którego nazwa w wolnym tłumaczeniu brzmi „Pocztowe sekrety”. Zaczęło się od działań artystycznych Franka Warrena, który w swojej okolicy rozdawał puste kartki pocztowe zaadresowane do niego. Ludzie mieli anonimowo napisać na nich swoje sekrety i wysłać do Warrena. Ku jego zdziwieniu wszystkie kartki do niego wróciły, a ludzie zaczęli pisać sami z siebie i przekazywać mu na wykonanych przez siebie obrazkach, kolażach i w listach wszystko to, czego się wstydzili, do czego bali się przyznać nawet przed samymi sobą. Pocztówki zostały wydane potem w kilku książkach. Można w nich nie tylko przeczytać cudze sekrety, ale i docenić plastyczną kreatywność ludzi. A jakie to są wstydliwe zakamarki duszy? Na przykład: „Lubię sikać do basenu”, „ukradłem ze sklepu czekoladę”, „gdybym mógł, spałbym w czapce”. Lub bardziej emocjonalne: „Nadal go kocham, chociaż jestem mężatką”, „Mówię ludziom, że jestem ateistą, ale tak naprawdę wierzę w piekło”.

Polityka 17/18.2017 (3108) z dnia 25.04.2017; Felietony; s. 159
Reklama