Podczas wojny pisanie schodzi na dalszy plan.
Uwrażliwianie społeczeństwa jest trudnym zajęciem, bo niektórzy z nas widzą w zwierzętach istoty, a inni wyłącznie mięso, futro czy inną wartość przeliczalną na pieniądze.
Siła języka, pozornie niewinna, polega na tym, że lepi on naszą codzienność.
Ojciec Annie Ernaux był dumny z tego, że „nigdy nie przyniósł jej wstydu”.
Czy politycy, którzy aktualnie szaleją w związku z nadciągającymi wyborami, mają jakiekolwiek przemyślenia w sprawie ochrony zwierząt?
Gdyby oceniać Polskę po tym, co miga w telewizorach, okazałoby się, że mieszkamy na jarmarku, tak się drą, a każdy ciągnie w swoją stronę.
Tłok, korki, szare powietrze ciężkie od przekleństw, tej amunicji rozhisteryzowanych kierowców. Tak dziś wygląda, wybrzmiewa i podśmierduje miejska codzienność.
Nakładają nam się dwa zdjęcia. Na jednym siedzi rząd mężczyzn w garniturach, na drugim podmuch podwiewa kobiecie sukienkę. Panom widać głowy, pani głównie tyłek.
Dom, szkoła, wojsko, korporacja – wszędzie tam odbywamy tresurę.
Nie tylko w Polsce ludzie głosują w wyborach na chciwych nieudaczników.