Głośny spór między autorką bestselleru „Chłopki” Joanną Kuciel-Frydryszak a wydawcą książki (Marginesami) wreszcie znalazł swój finał, na szczęście nie w sądzie. Doszło do długo wyczekiwanej ugody. Na wieść o tym, że autorka znakomitej książki dostanie należne jej pieniądze, media społecznościowe zalała fala gratulacji dla Kuciel-Frydryszak. Ale pojawiły się i inne głosy. Parę osób zadeklarowało, że zraziło się do autorki. Godnie opłacana za pisanie? To się w głowie nie mieści.
Przypomnijmy, o co poszło. Książka „Chłopki” osiągnęła status niekwestionowanego bestsellera. Kiedy słupki sprzedaży poszybowały w górę, przynosząc wydawcy potężny zysk, autorka powołała się na artykuł 44, czyli tzw. klauzulę bestsellerową polskiej ustawy o prawie autorskim. Pozwala ona twórcom żądać zapłaty dodatkowej kwoty, gdy pierwotnie ustalone wynagrodzenie jest „rażąco niskie” w stosunku do korzyści osiąganych przez kontrahenta. Ten przepis jest liną ratunkową dla autora, który podpisał standardową umowę, gdy tymczasem jego dzieło stało się hitem. Standard to zwykle kilkanaście procent od tzw. ceny zbytu, czyli mniej więcej połowy ceny okładkowej. W przypadku dużych wpływów ze sprzedaży autor zostaje z zarobkiem nieproporcjonalnie małym wobec tego, jaki przypada innym graczom rynku książki. To dlatego z klauzuli bestsellerowej skorzystał Andrzej Sapkowski przy okazji serii o Wiedźminie.
W każdym innym zawodzie taka postawa byłaby zupełnie zrozumiała. Ale w przypadku pracy twórczej budzi niesmak. To ciekawe zjawisko z gatunku ciężkiej hipokryzji. Czytelnik, czytelniczka, owszem, z wypiekami na twarzy śledzi niedolę ludu pracującego. Gdy jednak autorka bestsellera karmiącego wydawcę i innych graczy rynku domaga się, żeby i jej płacono stosownie do zysków, oburzenie wylewa jak Wisła wiosną.