Stały czytelnik naszych felietonów zapytał Sylwię, nieco żartobliwie, czy nie znudziło nam się „feminizowanie” w tekstach. Skoro piszemy o kobietach, to czy zwracamy się głównie do nich, pomijając mężczyzn? Odpowiedź brzmi: nie. Nie piszemy tylko dla kobiet, nie pomijamy nikogo, nie znudziło nam się domaganie się równych praw obywatelskich dla wszystkich (tu: „feminizowanie”).
Wchodzenie w „wojnę płci” nie popycha spraw naprzód, za to próby analizowania zmian archetypów i mitów dotyczących płci – jak najbardziej. Francuska eseistka Léane Alestra w znakomitej książce „Les vigilantes” (Czujne) analizuje fenomen kobiet prawicy. Te, które zaistniały na scenie politycznej dzięki zdobyczom feminizmu (dostęp do nauki, prawa obywatelskie, praca zawodowa itd.), dziś głoszą hasła ultrakonserwatywne. Alestra na przykładzie m.in. Marine Le Pen i Giorgii Meloni pokazuje, jak daleko może zajść kobieta w świecie zdominowanej przez mężczyzn polityki, wychwalając wartości patriarchalne. Ten życiowy spryt zdają się dzielić influencerki spod flagi tradwives. Tytułowe czujne rozumieją, że patriarchat ma się dobrze i aby w nim przetrwać, nie warto się buntować. Od sufrażystek i #MeToo po powrót do prasowania mężom koszul i czekania, aż wydzielą grosiwo ze swojej pensji – karkołomna to wolta.
Z kolei książka „Po męstwie” Wojciecha Śmiei zachęca do refleksji, jak na nowo opowiedzieć historię Polski przez pryzmat przemian znaczenia pojęcia mężczyzny. Autor przygląda się, czym jest konstrukt męskości, obecnie w ciężkich opałach. Warto na bieżąco omawiać zmiany, bo nic już nie jest tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Ot, choćby definicja braterstwa rozumianego jako męska przyjaźń, która może zmienić świat.