„Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna” – wzdychał Stanisław Wyspiański. Zwrot ludowy w literaturze jest nadal żywo dyskutowany. Zainteresowanie „Chłopkami” Joanny Kuciel-Frydryszak, a także wieloma innymi publikacjami o życiu mieszkanek i mieszkańców wsi pokazuje, jak ważne dla naszej tożsamości jest odkrywanie wiejskiego pochodzenia. Trend ten zresztą przetacza się przez całą Europę. Każdy z nas miał przecież przodków. I nawet jeśli stali po dwóch stronach barykady, dziś jest to ważne już tylko dla prawicowych polityków, którzy na podziałach budują kapitał polityczny. Jednak trzecie i czwarte powojenne pokolenie myśli inaczej. Ludzie tropią indywidualne historie, bez żółci, za to z ciekawością i dociekliwie. Pojedyncze losy zwykłych kobiet i mężczyzn stają się ważniejsze od pomników.
„Przepraszam za brzydkie pismo. Pamiętniki wiejskich kobiet” Antoniny Tosiek to książka, która wywołała kolejną falę dyskusji o naszym ludowym przebudzeniu. I o tym, jak bardzo jest ono obciążone uprzedzeniami i dyskryminacją. Każdy chciałby mieć szlacheckich przodków, a jeśli już wieśniak, to tylko na naszych zasadach. W lnianej koszulinie, lecz z wyłączonym disco polo. Na polu z kosą, na pewno nie na traktorze za miliony.
Rządzą nami wyobrażenia literackie przefiltrowane przez obrazy filmowe. Wydaje się nam, że Jagna z „Chłopów” to dziewucha fest, bo zagrała ją (znakomicie!) Emilia Krakowska. A przecież kobiety żyjące na wsiach pod koniec XIX w. bywały notorycznie niedożywione, wystarczy się przyjrzeć gorsetom, jakie zachowały się po nich w muzeach wsi. Jeśli już dopuszczamy do siebie opowieści z małych miejscowości, z reguły muszą być one okraszone współczuciem, no i usiane ofiarami.