Wspomnienie o nim zacznę od liceum. Na wręczeniu matur przemawiał Jan Parandowski, ojciec naszego szkolnego kolegi. Autor „Mitologii” wybrał mit o Ikarze, który choć zrobił skrzydła, zginął, bo słońce roztopiło wosk, którym je zlepił. Ale dziś – zachęcał pisarz – mamy nowocześniejsze kompozyty i wy, młodzi, nie bójcie się wzlatywać jak najwyżej, ku słońcu. I Wiktor, jakby posłuchał, nie bał się latać wysoko.
Było w nim w istocie kilku ludzi. Jeden z nich prowadził życie poza konwencją: brawura, popisy przed kolegami, czasem dziwaczne. Pamiętam Witka aktora. Odegrał tytułową rolę w szkolnym przedstawieniu Lema „Czy Pan istnieje Mr. Jones?”. Odegrał ją brawurowo. Wybór tego słuchowiska, które jest żartem filozoficznym, ale paradoksalnie stawia współczesne zagadnienia prawne i technologii medycznej – pokazał predyspozycje aktorskie Wiktora. To bynajmniej nie błahostka. Witek umiał ocenić barwę słowa, dawało mu to klarowność wywodu, co bardzo później mu pomogło jako wykładowcy i społecznikowi.
Drugi Witek to myśliciel. Jako młody dziennikarz przygotował dwa tomy rozmów z uczonymi amerykańskimi i radzieckimi, które się bynajmniej nie zestarzały, bo Witek wiedział, jakie stawiać pytania, by „zrozumieć świat”. Tak zatytułował zarówno te książki, jak i późniejszy program w Radiu TOK FM. Kiedyś tłumaczył mi, dlaczego odsunął się od nauk ścisłych. Zrozumiałem – mówił – że odpowiadają one głównie na pytanie „jak”, na przykład, jak dolecieć na Księżyc, a mnie interesuje głównie pytanie o sens i cel działania, pytanie – po co? Witek stawiał je stale sobie samemu, dzień zaczynał od medytacji, skupienia, szukając źródeł natchnień i myśli, często w poezji.