Rozpoczęły się represje wobec organizatorek Czarnego Protestu. Szykany, odmowy urlopu i zwolnienia
Od razu po październiku pojawiły się historie szykan (cięcie premii, odmowa urlopu itp.) i zwolnień z pracy na tle światopoglądowym, głównie w małych miejscowościach, gdzie trudniej o anonimowość. Na tydzień przed 8 marca ruszyła głośna sprawa nauczycielek z Zabrza.
Potem szykany przybrały dodatkowe formy: jedna z organizatorek strajku z Siemiatycz natychmiast dostała wypowiedzenie najmu lokalu, gdzie mieściła się organizacja PełnoAktywni pomagająca osobom niepełnosprawnym, na który miała umowę do końca 2018 r. Nie kryto nawet specjalnie motywacji. Druga (niektóre z kobiet wolą pozostać anonimowe) z cenionej pracownicy spadła do najniższej rangi, a gdy w końcu chciała przejść do innej pracy, zareagował burmistrz miejscowości i wstrzymał jej przyjęcie w spółce.
Równie aktywne są władze Lęborka. – Były radny PiS chodził za nami podczas rozdawania ulotek – opowiada Patrycja Konkel – i naśmiewał się z nas: „Czemu na kartonach, nie stać was na ulotki?”. Nie wspominając już o zwykłych wyzwiskach („aborcjonistki”, „nienormalne”). Nie przebierano też w słowach. Kazano im „wypieprzać” z oprotestowanego spotkania z Tomaszem Terlikowskim w klubie „Gazety Polskiej”.
Na podobnych czarnych listach znalazły się kobiety w wielu innych miejscowościach (Sanoku, Zgorzelcu, Węgorzewie…). Nawet dzieci stają się celem ataków. W podstawówce w Puławach ostrzegano, że jeśli rodzice wezmą udział w strajku, to dzieci nie zostaną dopuszczone do komunii lub bierzmowania. W Elblągu córka Angeliki Domańskiej słyszy w szkole komentarze na temat swojej mamy („w radiu mówiła, że trzeba dać zabijać dzieci”, „twoja matka pójdzie do więzienia”).