Gdzie się podziało nasze lepsze życie? Czyżbyśmy jeszcze wierzyli w zaświaty i rajskie ogrody? Już prędzej w to, że nasze umysły mogą zostać skopiowane i żyć będą nadal w nowym ciele, a żeby było jeszcze pewniej – w sieciowej chmurze. Sieć jest naszą ziemią i rajem. Jej ciało jest uniwersalne i nieskończone. Skoro można nas rozłożyć na bity informacji, to możemy się zagnieździć w każdym nośniku – organicznym i nieorganicznym. Skończy się nam jedno ciało, sprawimy sobie drugie albo przeniesiemy się na twardy dysk. Wgramy się w jakąś strukturę organiczną albo pożyjemy życiem eterycznego awatara.
Nie ma dla nas granic, bo sieć informacyjna to cały kosmos. Wszystko nadaje się na ciało digitalnego umysłu. Nie ma miejsca na martwą, bezmyślną materię. Wszechświat jest hardware’em i software’em jednocześnie. Formą i materią. A każde z nas jest jego cząstką – względnie wyosobnioną, lecz jednocześnie zintegrowaną z całością „życia-informacji”. Moje szczęście i mój interes to być czującym „hubem”, centralą odczuć i myśli, odbiornikiem-nadajnikiem. Niekończącym się gejzerem dobrych przeżyć i stanów mentalnych.
Nie ma miejsca na śmierć, bo informacja nie umiera nigdy. Nawet moje ciało jest moje tylko dzięki informacji genetycznej – jeśli mam zdolność jej kontrolowania, to mogę również rekonstruować i zastępować zepsute części. W nieskończoność – byle tylko nie wpaść pod pociąg. Nad resztą da się zapanować. Trwanie w nieskończoność jest sprawą techniczną. Fatum śmiertelności jest poza nami.
W Nowej Erze Dataizmu śmierć to tylko rozproszenie danych, któremu łatwo zapobiec. A człowiek to zaledwie stara, analogowa wersja nośnika danych, niedoskonała obudowa dla niedoskonałego mózgu. Wszystko tu można i trzeba poprawić.