Elity znalazły się na pierwszej linii politycznego frontu w Polsce. To na walce z nimi w dużej mierze opiera swoją ideologiczną narrację partia rządząca, a w pewnej mierze także formacja Pawła Kukiza. Nie tylko w Polsce zresztą elity stały się wrogiem numer jeden; także w wielu krajach europejskich i w USA ruchy populistyczne czerpią swoją siłę z antyestablishmentowych haseł. Na tej fali płynęli choćby Trump („osuszę waszyngtońskie bagno”) czy Le Pen.
Polskie elity są oskarżane o obronę „skompromitowanej III RP”, chronienie jej patologii i ciemnych interesów. Także o kosmopolityzm, gen zdrady narodowej, wyobcowanie, pogardę dla ludu, oderwanie się od „ludzkich spraw”. Rozbicie (wymiana) elit znajduje się na czele listy programowych celów PiS jako w istocie suma wszystkich „reform”: sądownictwa, edukacji, armii, administracji, samorządów, publicznych mediów, kultury itd. PiS – jak każda formacja populistyczna na świecie – przeciwstawia elity ludowi, wielkie miasta – prowincji, zawodowe „kasty” – ciężko pracującym zwykłym rodzinom.
Oczywiście partia Kaczyńskiego, zawłaszczając kolejne sfery państwa, sama tworzy nowe elity, ale one nie są tak nazywane (nowe elity to „biało-czerwona drużyna”); dawne określenie ma być zarezerwowane tylko do stygmatyzowania politycznych wrogów. Jednak o potrzebie „systemu formacji elit w Polsce” – mówił niedawno Jarosław Gowin podczas kongresu Polska Wielki Projekt – „bo rozwijają się tylko te narody, tylko te państwa, które mają silne elity”. Czyli jednak elity, tylko nie te. Paweł Kowal, były eurodeputowany PiS, napisał niedawno w „Rzeczpospolitej”: „Elita, która wchodzi z okrzykiem na ustach: wynosić się, teraz będzie tu nowa, »najprawdziwsza« elita, to nie siła budująca, tylko rewolucyjna.