Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kiedy płoną lasy

Tydzień w polityce

Jak dziś skupić się na pracy w Brukseli, na walce o dobre prawo dla nas, Polaków, Europejczyków, kiedy w Polsce partia rządząca wypisuje nas ze wspólnoty europejskich wartości i przybliża do państw, które z zachodnimi demokracjami niewiele mają wspólnego?

W ostatnich miesiącach w Parlamencie Europejskim zajmowałam się kwestią dyskryminacji nas, użytkowników internetu, poprzez tzw. geoblokowanie. I chciałam na tych łamach zapytać, dlaczego przedstawiciele m.in. polskiego rządu zasiadający w Radzie Unii Europejskiej nie wspierają zakazu powszechnie stosowanych praktyk takich, jak np. blokowanie wejścia na wybraną stronę internetową czy też odmowa sprzedaży produktu lub usługi w sieci, a nieraz i przyjęcie środka płatniczego ze względu na kraj, w którym mieszka klient? Zastanawia mnie, czy obywatele, którzy tak chętnie krytykują prawo unijne, a o samej Unii mówią w sposób, jakby była ona w stosunku do Polski organizacją zewnętrzną, zdają sobie sprawę, że w UE prawo tworzone jest przy znacznym udziale urzędników polskich ministerstw? Czy w ogóle wiemy, co oni robią? I czy na pewno reprezentują nas, obywateli?

Tylko, jak dziś pisać o ułatwieniach dla przedsiębiorców i konsumentów, o lepszym dostępie do wspólnego europejskiego rynku, o walce przeciwko dyskryminowaniu mieszkańców niektórych krajów (w tym bardzo często Polski) usiłujących dokonać zakupu w internecie? Jak pisać o znoszeniu barier dzielących nasz europejski rynek na 28 – patrząc w skali globalnej – niewielkich i małych ryneczków? Barier, które utrudniają Unii konkurowanie z innymi dużymi rynkami, konsumentom uniemożliwiają korzystanie z pełnej palety towarów i usług, a przedsiębiorców pozbawiają możliwości osiągnięcia efektu skali, przez co ci najbardziej innowacyjni przenoszą swoje biznesy do USA.

Jak pisać o tym wszystkim w momencie, kiedy wodzowska partia PiS niszczy nam ostatnie filary demokracji? Kiedy Polska w przerażająco szybkim tempie przestaje być krajem przyjaznym, otwartym, ciekawym innych i interesującym dla świata? Przestaje być krajem łączącym się z tą najlepszą organizacją międzynarodową, jaką jest Unia Europejska? Gdyby nie to drastyczne zawracanie Polski ze ścieżki postępu, jaki dokonał się przez ostatnie ćwierć wieku w naszym kraju, gdyby nie ten odwrót od demokratycznych wartości, pewnie pisałabym dziś o tym, w jaki sposób powinniśmy rozwijać unijne prawo, jak efektywniej moglibyśmy korzystać z członkostwa tak, żeby przeciętny mieszkaniec Bronowic, Raciborska czy Polikarcic miał z tego realną i odczuwalną korzyść – a jeszcze lepiej: żeby również zdawał sobie sprawę, że ma tę korzyść, dzięki naszemu członkostwu w UE.

Jak jednak pisać o tym wszystkim, kiedy polskie władze dążą do zniszczenia państwa prawa, czyli oddalają nas coraz bardziej od standardów unijnych? Jak w ogóle zajmować się dostępem do europejskiego rynku, kiedy na nasze własne życzenie nasz głos w Unii słabnie i czeka nas kolejna debata w PE poświęcona łamaniu praworządności w Polsce? Znowu nasłuchamy się okropnych, smutnych, pełnych niepokoju i troski, ale niestety bardzo prawdziwych, oskarżeń. Natomiast pisowskie propagandowe szczekaczki znowu nazwą nas, europosłów opozycji: targowiczanami, sługusami Niemiec, agentami Sorosa, o stalinowskich genach i krwi na rękach.

Czy da się w takiej atmosferze organizować współpracę w ważnych dla Polski sprawach między Parlamentem Europejskim a Radą Unii Europejskiej (w której to zasiadają przedstawiciele również polskiego rządu; oba te ciała wspólnie decydują o kształcie konkretnych rozwiązań legislacyjnych)? Mniej więcej połowa europosłów wywodzi się z PiS, ale ich bardziej interesuje nagłaśnianie „wybuchu smoleńskiego” i ubliżanie instytucjom europejskim – głównie wiceprzewodniczącemu Komisji Europejskiej Fransowi Timmermansowi – niż żmudna praca.

Choćby nad tym, żeby po wyzerowaniu uciążliwych opłat za roaming uprościć np. europejską dżunglę vatowską (mamy w UE ok. 80 różnych stawek i procedur), która ogromnie utrudnia funkcjonowanie szczególnie małym i średnim przedsiębiorcom mającym ambicje wychodzenia z działalnością poza własny kraj.

PiS nie interesują drobiazgi, o które w Unii walczymy – jak obniżenie ceny za transgraniczne przesyłki czy ujednolicenie praw autorskich tak, żeby nareszcie zainteresowany mieszkaniec UE miał dostęp do filmów, muzyki, e-booków, programów telewizyjnych oraz meczów piłkarskich według swojego swobodnego wyboru.

Tylko, jak tu pisać i pracować nad tym wszystkim, kiedy w Polsce zaczynają nas dzielić żelaznymi barierami (jak ostatnio na Krakowskim Przedmieściu i przed Sejmem)? A nawet i bez barier – kiedy dzieli nas coraz głębsza niechęć i podejrzliwość. Jak zbliżać do siebie ludzi i przedsiębiorców z innych krajów, kiedy nasi partnerzy w Europie widzą i słyszą, że wódz partii rządzącej w Polsce odgraża się i wykrzykuje o zemście na wszystkich, którzy nie podzielają jego frustracji i kompleksów (a jakby tego było mało, wszystko to odbywa się pod osłoną „uroczystości religijnej”, której hierarchowie kościelni się nie sprzeciwiają)?

Byliśmy już tak blisko. Aktywnie budowaliśmy wspólnotę europejską. Tracimy jednak tę ciężko wypracowaną pozycję i wizerunek! Zaczynamy być kojarzeni głównie z atakami agresji na inaczej wyglądających i inaczej wierzących oraz z odmawianiem pomocy uchodźcom ratującym życie swoje i swoich dzieci. Wydaje się jednak, że nasze społeczeństwo przyzwala na to – w znacznej części uległo propagandzie zakłamanych mediów publicznych, wmawiających Polakom, że każdy muzułmanin, nawet jeśli jest kobietą z małymi dziećmi, to terrorysta.

Pada trójpodział władzy, już i tak nadwątlona podstawa wolności, praworządności i demokracji, a wielu oczekuje, że ktoś z zewnątrz wybawi nas z tego bagna, w które się sami wpakowaliśmy. I zamiast z tego, do czego sami doprowadziliśmy, wyciągać wnioski i walczyć zgodnie, szukamy winnych w każdym poza sobą; rozliczamy się wzajemnie.

Jak zatem dziś myśleć o Polsce w Europie, o wyzwaniach i możliwościach, które stoją przed krajem z takim potencjałem jak nasz, o roli do spełnienia, o procesach, które się toczą i wpływaniu na nie, kiedy jesteśmy rządzeni przez partię dążącą do osiągnięcia władzy totalnej, która o żadnym dzieleniu się suwerennością z innymi krajami myśleć nie chce?

W końcu tę suwerenność stracimy, bo zamiast ją umacniać mądrymi sojuszami, pozostaniemy sami, rzuceni na pastwę łakomego sąsiada. Nie czas żałować róż, kiedy płoną lasy. Choć i tych niedługo już nie będzie – padną pod siekierami ministra Szyszki.

Polityka 29.2017 (3119) z dnia 18.07.2017; Komentarze; s. 8
Oryginalny tytuł tekstu: "Kiedy płoną lasy"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną