Miał być wersal, jest warzywniak. „Dobra zmiana” po raz drugi sprzedaje araby za bezcen
Chciałoby się rzec: „nic nie zapowiadało takiego rozwoju wypadków”. Tylko, że w tym przypadku nie jest to prawda. Zeszłoroczna aukcja konia arabskiego w Janowie Podlaskim miała więcej wspólnego z wyprzedażą niż z prestiżowym świętem, na które zjeżdża się finansowa śmietanka z całego świata. A tegoroczna klęska jest efektem zeszłorocznej kompromitacji nowego zarządu stadniny.
Plan „dobrej zmiany” był prosty, rodem z dyskusji prowadzonych pod płotem: skoro oni biorą miliony za nic, to my zajmiemy ich miejsce i też będziemy brać miliony!
Coś się jednak nie udało.
Jak PiS zniszczył legendę Janowa
Ekipa „dobrej zmiany” zmieniła kierownictwo Agencji Nieruchomości Rolnych oraz odwołała Marka Trelę ze stadniny w Janowie Podlaskim oraz Jerzego Białoboka z Michałowa i spokojnie czekała na wymarzoną mannę z nieba. Z tym że (jak to zwykle bywa w takich przypadkach) okazało się, że pieniądze nie biorą się znikąd, a zarządzanie stadniną jednak różni się nieco od sprzedawania warzyw.
Ten rok pokazał to dobitnie. Już w zeszłym część najwyżej licytujących bywalców Janowa odmówiła przyjazdu na aukcję. W tym roku nie było prawie nikogo. Wyjaśnijmy: wadium (kwota, którą należy wpłacić, aby móc wziąć udział w aukcji) w tym roku wpłaciło 30 osób. W zeszłym były 44 osoby. Niby różnica nie jest aż tak duża, ale licytujący musieli mieć zdecydowanie chudsze portfele.
Łączna suma 6 sprzedanych koni (do aukcji wystawiono 25 arabów, a więc aż 19 nie zostało sprzedanych) wyniosła 410 tys.