Ewa Siedlecka: – Co to są prawa pamięci?
Dr Aleksandra Gliszczyńska-Grabias: – Jest to koncepcja, która wciąż ewoluuje. Można jednak uznać, że generalnie są to prawa, za pomocą których kształtuje się pamięć o przeszłości. Jedne przyjmują postać przepisów prawa karnego, inne – tylko uroczystych deklaracji, np. w formie uchwał parlamentów upamiętniających dane zdarzenie. Zwolennicy ich przyjmowania twierdzą, że mają one na celu zachowanie pamięci o prawdzie historycznej. Przeciwnicy – że stanowią niedopuszczalną próbę dekretowania przez rządzących jedynie słusznej wizji przeszłości. Jedni i drudzy powinni jednak pamiętać o tym, co mówiła Hannah Arendt: krucha pamięć faktów jest podatna nie tylko na zapomnienie, lecz również na manipulacje.
Propaganda historyczna?
Niestety, często prawa pamięci służą właśnie propagandzie, stając się niebezpiecznym narzędziem. Każde państwo może prowadzić własną „politykę historyczną”, ale należy uważać, aby nie doszło do wymuszania określonej narracji historycznej. W ramach naszego projektu MELA [patrz ramka pod rozmową] nie tylko analizujemy i porównujemy prawa pamięci obowiązujące w poszczególnych krajach, ale też staramy się wykazać, w jaki sposób unikać ich nadużywania. Badamy, jak one wpływają na społeczeństwa konfrontowane z określoną wizją historii państwa i narodu usankcjonowaną w prawie.
Czy prawa pamięci są na całym świecie? Niezależnie od kultury?
Tak. I to pokazuje uniwersalizm potrzeby kształtowania pamięci wspólnot i narodów o samych sobie. I pokusy rządzących, żeby na tę pamięć wpływać. Każdy kraj zmaga się z demonami przeszłości: prześladowania Aborygenów w Australii, historia niewolnictwa i segregacji rasowej w USA, wynarodowianie ludności Saami w Norwegii.