Juliusz Ćwieluch: – Odchodząc z wojska, powiedział pan w Pałacu Prezydenckim „czytajcie konstytucję”, czyżby pan prezydent posłuchał i przeczytał?
Mirosław Różański: – Myślę, że pan prezydent jako prawnik z doktoratem nie tylko przeczytał konstytucję, ale znał ją szczegółowo. Nie przypisywałbym sobie żadnego sukcesu w skłonieniu prezydenta do lektury konstytucji.
Przez pierwsze półtora roku jego urzędowania nie było tego widać.
Prezydent rzeczywiście dosyć długo zwlekał z mocnym zabraniem głosu w sprawach, za które bierze odpowiedzialność jako zwierzchnik sił zbrojnych. Przyznaję, że sam rozmawiałem z panem prezydentem o wielkiej roli, jaką ma do odegrania, i oczekiwaniu ze strony wojska, że aktywniej włączy się w przemiany, którym poddawana jest armia. Nie wszystkie zmiany odbywały się z korzyścią dla bezpieczeństwa kraju.
Mówi pan jak dyplomata, a nie wojskowy.
W mówieniu ostrym językiem jest obecnie wielka konkurencja. Sytuacja jest poważna i wymaga dialogu, a nie gaszenia za pomocą benzyny. Wojsko jest jedyną instytucją w państwie, która ma dwóch zwierzchników. Artykuł 134 Konstytucji RP mówi, że „najwyższym zwierzchnikiem Sił Zbrojnych jest prezydent. W czasie pokoju zwierzchnictwo nad Siłami Zbrojnymi sprawuje za pośrednictwem ministra obrony narodowej”. Jeśli ktoś nie znał konstytucji, to raczej minister, któremu wydawało się, że wojsko stało się jego lennem. Co bardziej dyplomatycznym językiem powiedział pan prezydent w czasie przemówienia z okazji 15 sierpnia.
A mniej dyplomatycznie wyraził, odmawiając przyznania nominacji generalskich w tym dniu.
Nominacje generalskie to tylko jedna z prerogatyw prezydenta. Na tyle medialna, że przykuwa zainteresowanie opinii publicznej.