Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Minister Jan Szyszko pozwoli strzelać do łosi. Koniec z moratorium

Uzasadnieniem eksterminacji ma być wywoływane przez łosie zagrożenie. Uzasadnieniem eksterminacji ma być wywoływane przez łosie zagrożenie. Ryan Hagerty / Wikipedia
Trudno nadążyć za Janem Szyszką. Lada dzień minister środowiska pozwoli myśliwym strzelać do łosi.

Logika jest następująca: skoro po 16 latach pełnej ochrony populacja ma się świetnie, to pora zacząć ją „użytkować”, czyli zabijać. Prawnie łatwo sprawę odkręcić, bo formalnie łoś podlega nie ustawowej ochronie gatunkowej, a jedynie objęty jest tzw. moratorium, pozostaje zwierzęciem łownym, choć nie wolno go zabijać. Swego czasu opamiętali się sami myśliwi, na przełomie wieków zorientowali się, że w ramach racjonalnej gospodarki łowieckiej wybili łosie niemal do nogi. W 1999 r. było ich ok. 1,7 tys., obecnie blisko 30 tys.

Oczywiście po wprowadzeniu moratorium myśliwi robili pochody do łosi, ale ministrowie środowiska ulegali presji wkurzonych obywateli, domagających się zostawienia łosi w spokoju, apelowały o to też środowiska naukowe. Jednak minister Szyszko na polu łowiectwa jest człowiekiem niezłomnym, więc z jego rozkazu resort się spieszy. Skraca terminy na opiniowanie i konsultacje przygotowywanego rozporządzenia, aby można było łosie „pozyskiwać” jeszcze w tym „roku gospodarczym”.

Czy łosie nam zagrażają?

Uzasadnieniem eksterminacji ma być wywoływane przez łosie zagrożenie. W 2016 r. skarb państwa wypłacił 4,2 mln zł odszkodowań za straty w uprawach spowodowane przez łosie, w zeszłym roku zwierzęta te uszkodziły również ponad 7 tys. ha lasów, w tym prywatnych. W sumie straty odłosiowe szacowane są na ponad 15 mln zł rocznie, Lasy Państwowe na zabezpieczenia przed łosiami wydają co rok ok. 8 mln. Na dodatek w 2015 r. doszło do 375 wypadków i kolizji z łosiami, ale ile osób dokładnie w nich ucierpiało i jakie obrażenia odniosły, resort prawdopodobnie nie wie.

Reklama