Projekt zmienia ustawę o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Dotyczy „ochrony wolności wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”. Zakazuje „ograniczania” i „w jakikolwiek inny sposób utrudniania dostępu do tych usług lub dystrybucji przekazanych do rozpowszechniania komunikatów lub rzeczowych wypowiedzi wytwarzanych przez usługobiorców społeczności gromadzących się w ramach tych usług, a także dzienników, czasopism lub innych publikacji prasowych (…) z powodu ich linii programowej, treści, albo regulaminów świadczenia tych usług (…)”.
Czyli przykładowo: Facebook nie będzie mógł blokować nienawistnych treści, internetowe wydania gazet nie będą mogły moderować dyskusji, eliminując z nich np. wpisy szerzące nienawiść. A producent sprzętu elektronicznego – że jego towar jest wadliwy. W ramach walki z fake newsami usługodawcy internetowi byliby „zobowiązani umożliwić usługobiorcom opatrzenie danej informacji symbolem graficznym i opisem, jako wątpliwej co do prawdziwości lub rzetelności”. Poza tym udostępniający stronę internetową powinien „zapewniać społeczną formę weryfikacji tych informacji tak co do źródła, ich prawdziwości oraz rzetelności”.
Jak? O tym ma zdecydować przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w porozumieniu z konkretnym usługodawcą. A więc regulaminy internetowe poszczególnych firm pisać będzie przewodniczący KRRiTV. I nie jest pewne, czy reguły np. dla „Gazety Polskiej Codziennie” będą takie same jak dla „Gazety Wyborczej”.
Utopijna myśl
Dziś administrator strony może zablokować na niej treść, którą uzna za bezprawną czy szkodliwą. Np. organizatorzy Marszu Niepodległosci co roku walczą o przywrócenie strony blokowanej przez Facebook, z powodu np.