Rzecznik prezydenta, w randze ministra, nie poleciał w zeszłym tygodniu z Andrzejem Dudą do USA. – Zostałem, żeby trzymać rękę na pulsie w kraju – mówi Krzysztof Łapiński. – Czasy są teraz gorące, przygotowujemy się do przedstawienia ustaw sądowych, jestem na posterunku. Nie chce, aby przez różnicę czasów jakaś informacja żyła przez kilka godzin swoim życiem. Chce reagować natychmiast. I zareagował, kiedy wypłynęła informacja, że Michał Królikowski jest na celowniku Ziobry: „Prezydent powiedział mi: spokojnie, dziś wracam. Przyjrzymy się temu, trzeba spokojnie działać i nie popadać w stany emocjonalne, które nie służą całości sprawy”. Na posterunku został też podczas Forum Ekonomicznym w Krynicy, kiedy prezydent Duda wyjechał tuż przez przyjazdem premier Szydło. Wywołał tam zamieszanie polityczne wypowiedzią, że gdyby prezydent chciał rozmawiać o kadrowych zmianach w rządzie, to zwróciłby się do prezesa Kaczyńskiego.
Publicysta prorządowego portalu wPolityce.pl Ryszard Makowski pisał: „Bez względu na to, czy Krzysztof Łapiński jest harcownikiem za zgodą pana prezydenta czy bez, pojawił nam się znaczący ośrodek decydencki”. Łapiński pytany o swoją dymisję odpowiedział w Polsacie, że „wykonuję pewne kwestie, które zostały mi zlecone przez prezydenta”. Łapiński ma pełne prezydenckie błogosławieństwo.
W pałacowej kadrze
Jest umiarkowanym konserwatystą, mieszkańcem warszawskiego miasteczka Wilanów, nigdy nie był ulubieńcem mediów ojca Rydzyka, nie bywał na miesięcznicach smoleńskich. W przyszłym roku skończy 40 lat, a od 15 jest związany z PiS. Z wykształcenia politolog po Uniwersytecie Warszawskim i piarowiec. – Wielu moich kolegów poszło w biznes i oczywiście osiągnęli większy sukces materialny niż ja.