Bp Grzegorz Ryś, dziś metropolita łódzki, mówił do młodzieży na Przystanku Jezus: „W celibacie najtrudniejsze jest to, że żyję samotnie, a nie to, że człowiek nie uprawia seksu”. Słowa biskupa cytuje w swej reporterskiej książce o celibacie w Kościele polskim Marcin Wójcik. Pochodzą z rozdziału o pożądaniu. Zaraz po cytacie z biskupa przechodzimy do historii księdza Pawła. Duchowny opowiada Wójcikowi, że założył wkrótce po święceniach „pornozeszyt” i trzyma go w szafce obok egzemplarza Biblii. Tak naprawdę jest to zeszyt goryczy – 15 stron „obnażania się do rosołu”, opisy wyrzutów sumienia po samogwałcie. Ksiądz Paweł przy pomocy wpisów do zeszytu walczy z pragnieniem seksualnym, gdy czuje, że zaraz go dopadnie. A żeby dopadło, wystarczy reklama szamponu do włosów dla kobiet albo wody mineralnej z udziałem motocyklistki w obcisłej skórzanej kurtce.
Takich opowieści o zmaganiu się księży z pożądaniem i samotnością znajdziemy w książce więcej. Choć każda jest jakoś inna, wyjątkowa, niepowtarzalna, to zbiegają się z sobą w tym właśnie punkcie: celibat może doskwierać osobom duchownym w różny sposób, ale doskwiera głównie dlatego, że zamyka drogę do założenia rodziny i wychowania potomstwa. I to może być wyzwanie trudniejsze niż życie „w czystości”, czyli bez seksu lub po prostu bez przytulania, pocałunków, znaków czułości, bliskości, miłości.
Podczas dyskusji w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego poświęconej książce jej autor wyraził nadzieję, że nie zostanie odebrana jako „atak na czarnych”. Wójcik, absolwent teologii i były dziennikarz katolickiego „Gościa Niedzielnego”, nie prowadzi prywatnej wojny z celibatem. Opowiada czytelnikowi o tym, co usłyszał od księży i osób z nimi związanych, by lepiej zrozumieć sytuację swych rozmówców w świecie kościelnym i poza nim. Sam pisze, że zdaje sobie sprawę, iż to tylko pewna część Kościoła. Jak duża, trudno orzec, bo nie ma oficjalnych kościelnych statystyk. Ale są wyniki badań naukowych.
Przywołany w książce profesor Józef Baniak z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu przebadał ponad tysiąc duchownych. Według jego ustaleń 60 proc. księży było lub jest w związkach z kobietami, prawie 54 proc. chciałoby mieć własne rodziny, 78 proc. chciałoby być księżmi żonatymi, 68 proc. spośród tych, którzy odeszli z kapłaństwa, uczyniło to z powodu celibatu. Aż 77 proc. dorosłych i 83 proc. młodzieży jest przeciw celibatowi.
Diabeł na księdzu
Ksiądz Paweł opowiada autorowi „Celibatu”, że przez całe sześć lat seminarium nie miał problemu z czystością. Jazda zaczęła się dopiero po seminarium: „Mówi się wśród księży, że do piątego roku po święceniach ksiądz jeździ na diable, po piątym diabeł na księdzu”. Czyli zmagania z celibatem wcale nie muszą dopadać tylko najmłodszych księży, tych dopiero po prymicjach albo jeszcze kleryków.
Inny rozmówca, ksiądz Konrad, seksoholik, przyznaje Kościołowi rację: życie w celibacie i czystości pomaga się otworzyć na ludzi i Boga: „Czy mając żonę, mógłbym się tak samo otworzyć? Tak samo zaangażować?”. Może tak, jednak chce dotrzymać kapłańskiego ślubowania i być dla Boga na wyłączność, jak mąż dla żony, żona dla męża. Ks. Konrad to jeden z tych 40 proc. duchownych, którzy starają się żyć w celibacie, bo widzą w nim nie tylko wyzwanie, ale i wartość pozwalającą im się rozwijać duchowo.
Podczas wspomnianej dyskusji o książce jeden z jej uczestników, dominikanin o. Maciej Biskup, uznał ją za przerysowaną, bo zabrakło mu w niej więcej przykładów właśnie księży przeżywających celibat pozytywnie. W książce reprezentuje ich wujek Rajek, ksiądz Bartek Rajewski, pracujący w Polskiej Misji Katolickiej w Londynie. Wyznaje, że rezygnuje z miłości żony i rodziny, ale na tym sens celibatu dla niego i dla Kościoła się nie kończy. „Bóg niejako w zamian daje mi coś innego, może nawet piękniejszego”. Co takiego? Tysiące innych ludzi, którzy szukają u niego porady i wsparcia, zachęty religijnej, i są jak jego wielka rodzina. Ks. Bartek uważa, że światu trudno jest zrozumieć celibat, a wielu księżom przeżywać go twórczo.
Ksiądz Bartek jednak na pewno wie, że celibat obowiązuje tylko w Kościele rzymskokatolickim. Tu nie ma wyboru takiego jak w Kościołach protestanckich i w prawosławnym. Nie wyklucza się z góry, że można być duchownym i mieć żonę i rodzinę. Choć i w rzymskokatolickim są wyjątki: to Kościoły katolickie obrządków wschodnich (w tym tak zwani unici), uznające zwierzchność papieża w Rzymie. Są więc w tej samej rodzinie chrześcijańskiej różne rozwiązania. Każde ma za sobą jakąś interpretację teologiczną i tradycję praktyczną. Nic dziwnego, że katolicy, w tym księża, zadają na ten temat pytania sobie i biskupom.
Kamyk w sandale
Bo czemu Rzym przyjął księży anglikańskich, którzy nie mogli się pogodzić z wyświęcaniem w swym Kościele kobiet na księży i biskupów i przeszli na łono Kościoła rzymskiego wraz z żonami? Czemu sprawa nie podlega w Kościele wyczerpującej dyskusji, skoro wiadomo, że celibat nie jest przestrzegany przez wielu księży? Na dodatek instytucja celibatu w Kościele zachodnim, choć sięga początków jego historii, ugruntowała się dopiero w średniowieczu. Nie jest też oczywiste, że wywodzi się z nauk samego Jezusa i z Nowego Testamentu. Bo znajdziemy w nim cytaty, które można interpretować i za, i przeciw.
Za: „Dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą” (z listu św. Pawła do gminy korynckiej). Z Ewangelii według Mateusza: „Są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni”. Przeciw: też z tego samego listu św. Pawła: „Ze względu na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża”.
Współcześni papieże trzymali się interpretacji na „tak” dla celibatu. Dopiero papież Franciszek naraził się tradycjonalistom swoimi wypowiedziami na ten temat. W odbiorze katolików konserwatywnych jego stanowisko nie jest tak rygorystyczne, jak Benedykta XVI i Jana Pawła II. Gdy Argentyńczyk był kardynałem, szedł tą samą ścieżką. Gdy został papieżem, zaczął wysyłać sygnały wieloznaczne, tak jakby zapraszał do dyskusji. Jednak nie dlatego, że jest Lutrem katolicyzmu, tylko dlatego, że z latynoskiego doświadczenia wie, iż Kościołowi w XXI w. zaczyna brakować księży i kandydatów na księży.
Podczas spotkania z biskupami niemieckimi w 2015 r. Franciszek dostał pytanie o sens celibatu właśnie w związku z deficytem księży. Franciszek nie odpowiedział jasno na pytanie. Brak jasnej odpowiedzi można odczytać jako zachętę do kontynuacji tematu w Kościele.
W tym samym duchu odebrano sugestię Franciszka, by podyskutować w Kościele nad możliwością powierzania części funkcji kapłańskich tak zwanym viri probati, pobożnym żonatym. Bo tylko w Kościele rzymskim temat celibatu jest jakby niedomknięty, nieprzyswojony do końca, uwiera jak kamyk w sandale. Z niedomknięciem nie wszyscy księża sobie radzą. Ci, z którymi rozmawia Wójcik, wyrażają to dosadnie: „jest chu...wo, ale stabilnie”. Nie myślmy jednak, że w protestantyzmie czy prawosławiu wszystkim księżom żyje się i pracuje bosko, małżeństwa i rodziny duchownych przechodzą kryzysy, podobnie jak świeckie.
Przypomina o tym w książce Wójcika historia katoliczki, która wyszła za księdza prawosławnego. „Żyłam w dwuosobowej sekcie” – podsumowuje swe siedemnastoletnie małżeństwo. Przeszła dla męża na jego konfesję, urodziły się dzieci, lecz w końcu odeszła. Małżeństwo z batiuszką okazało się związkiem toksycznym. Zniesienie celibatu nie gwarantuje, że duchowni i ich żony będą żyli długo i szczęśliwie.
Kolega bratem, koleżanka siostrą
Tylko że system rzymski, czyli nakaz bezżenności i czystości, w ogóle popełnia podstawowy błąd, oczekując przyjęcia celibatu przez ludzi niedojrzałych, życiowo niedoświadczonych, nie do końca zdających sobie sprawę, jaki ciężar biorą na siebie? Czy jest sens, aby od nich wymagać wyrzeczenia się seksualności?
W książce Wójcika mówią o tym seksuolodzy. Zbigniew Lew-Starowicz: każda władza hołubi księdza, a parafianie całują go po rękach, to wzmacnia niedojrzałość osobowości. Profesor opisuje egzystencjalną strategię przetrwania wśród księży. Wyróżnia cztery grupy: nabuzowani testosteronem młodzi absolwenci seminarium, proboszczowie z syndromem wypalenia zawodowego i samotności, lojalni wobec władzy kościelnej cynicy traktujący kapłaństwo jako zawód, a na wakacje jeżdżący z panienkami, i wreszcie księża spełnieni, świetni w wypełnianiu misji, a jednocześnie żyjący w związkach: „Dlaczego mieliby zostawiać to, co świetnie robią? Dlaczego Kościół chce ich karać?”. Z książki Wójcika wynika, że rzeczywiście władza kościelna wcale nie kwapi się do karania księży w związkach, bo ważniejsze jest podtrzymanie systemu.
Seksuolożka Alicja Długołęcka: „Dziwię się, że dwudziestokilkuletni mężczyźni muszą zrezygnować z seksualności, co jest warunkiem święceń. Uważam, że taka decyzja jest w tym wieku przedwczesna i paradoksalnie może wzmacniać tę niedojrzałość. Do tego w Kościele istnieją trudne do zdefiniowania zależności, w które wpada jeszcze nie do końca świadomy siebie człowiek – papież ojcem, Kościół matką, Bóg też ojcem. Maryja też matką, kolega bratem, koleżanka siostrą. To konstrukt wzmacniający bycie osobą niedojrzałą’’.
Tak samo uważa Marta Abramowicz, autorka książki „Zakonnice odchodzą po cichu”, uczestniczka dyskusji w BUW: „system formacyjny w seminariach diecezjalnych infantylizuje przyszłych księży. Może lepiej jest w seminariach zakonnych takich jak dominikańskie, do których najchętniej przyjmuje się ludzi po studiach, a nie zaraz po maturze?”.
Czerwony sweterek
Jeśli zaś w seminariach duchownych nie ma kompetentnych zajęć z seksuologii ani szczerych rozmów na temat seksu, to problem gotowy. Pół biedy, jeśli celibat jest łamany za obopólną czy wielostronną zgodą (niektórzy księża opowiadają autorowi, że brali udział w homoseksualnym seksie grupowym) między dorosłymi. Ale przecież może też dochodzić do wykorzystywania seksualnego nieletnich.
Wśród psychologów nie ma zgody co do tego, że celibat prowadzi do pedofilii, jednak takie ustalenia nie są pocieszeniem dla ofiar. Przeciwko doszukiwaniu się związków między pedofilią i homoseksualizmem a celibatem jest np. prof. Obirek. Marta Abramowicz ich istnienia nie wyklucza, bo Kościół, dążąc do kontroli seksualności duchownych, może wywoływać u nich zaburzenia preferencji seksualnych. Naukowo nazywa się je parafilią, a pedofilia jest jej rodzajem.
Nawet pozornie drobne rzeczy mogą jednak pomóc seminarzystom. Na przykład zerwanie z kulturą donosu, czyli wkupywaniem się w łaski przełożonych dostarczaniem im informacji o słabościach i erotycznych sekretach kolegów. Marcin Wójcik, gdyby był rektorem seminarium, pozwoliłby nosić klerykom kolorowe swetry zamiast obowiązkowych szarych. Po dwu latach studiów w czarnych ubraniach zaczynają marzyć o czerwonym sweterku. Idą w nim na pizzę, ale pod przykrywką czarnego polaru. W ten sposób już uczą się kombinowania i podwójnego życia. W relacjach między sobą, z władzą kościelną, ze świeckimi, w tym z potencjalnymi partnerami.
Dominikanin o. Biskup przyznał, że miał szczęście, gdyż u niego w klasztorze bywał ich generał o. Timothy Ratcliff, który wręcz zmuszał do szczerych rozmów o seksie, miłości, gejach. W innych seminariach zamiast takich rozmów i zajęć są prelekcje: „Stop ideologii gender”. Taki program nauczania ma konsekwencje.
Nie tylko w Kościele w Polsce. W zeszłym roku w czasopiśmie „America”, wydawanym przez amerykańskich jezuitów (zakon Franciszka!), napisano, że młode pokolenie księży jest bardziej tradycjonalistyczne niż pokolenie II Soboru Watykańskiego, godzi się na status quo w Kościele, włącznie z celibatem.
Tylko że ta pasywna akceptacja grozi przekształceniem księży w kastę celibatariuszy, którzy będą mieli trudność z komunikacją ze swoimi parafianami, zwykle bardziej otwartymi na zmiany w Kościele niż ich superortodoksyjni duszpasterze. A przecież kościelni obrońcy celibatu podkreślają, że ma on służyć doskonaleniu całodobowej służby duszpasterskiej.
Prawdopodobieństwo, że kościelne status quo się utrzyma, jest duże, choćby dlatego, że celibat jest dziś integralną częścią systemu działania Kościoła. Głosy przestrogi przed złą stroną tego systemu będą zlekceważone. Celibat jako problem pozostanie w kościelnym podziemiu, choć papież lekko uchylił drzwi do tej krypty.