Posłowie w sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych jednogłośnie zagłosowali za przyjęciem peeselowskiego projektu nowelizacji ustawy o czasie urzędowym, który znosi czas zimowy. Jeśli propozycja weszłaby w życie – a poparli ją też posłowie PiS, więc są na to duże szanse – przez cały rok w Polsce obowiązywałby czas letni.
Tym samym Polska stałaby się jedynym krajem w Unii Europejskiej, który nie zmienia czasu w ciągu roku. Latem mielibyśmy tę samą godzinę co Paryż czy Berlin, zimą – taką jak Kijów, Bukareszt czy Ateny.
Argumenty za zniesieniem zmiany czasu mają pewien sens. Ale jednostronna zmiana to krok pochopny, który przyniesie Polsce więcej szkody niż pożytku i wprowadzi jeszcze więcej zamieszania.
Czas letni miał oszczędzać prąd
Czas letni proponował wprowadzić już Benjamin Franklin, twierdząc, że dzięki przesunięciu wskazówek o godzinę do przodu ludzie będą wstawać w praktyce o godzinę wcześniej. Godzinę wcześniej pójdą też spać, czyli wieczorem, gdy już się ściemni, zużyją mniej świeczek do oświetlania domu.
Ten sam argument wykorzystali Niemcy, którzy w 1916 r. wprowadzili po raz pierwszy narodowy czas letni. Do dzisiaj wykorzystują go zwolennicy zmiany czasu. Podkreślają, że dzięki przesunięciu zegarków lepiej wykorzystywane są godziny dzienne. Co do zasady ludzki rytm dobowy jest przesunięty w stronę wieczoru – budzimy się zwykle po wschodzie słońca, natomiast idziemy spać po jego zachodzie. Dlatego im bardziej przesunie się czas do przodu, tym mniej godzin dziennych się zmarnuje. Stąd angielska nazwa – daylight saving time.
Do tego mało kto zmienia swój rozkład dnia przez zmianę czasu.