Historia na usługach
Jak PiS wykorzystuje w swoich rządach politykę historyczną
Trwa – kierowana przez rządowych wojewodów – akcja wymiany patronów ulic. Zmieniane są szkolne programy, listy lektur, ekspozycje w muzeach. Przejęte przez PiS instytucje kulturalne już zaczęły historyczną „reedukację”, a ten trend będzie się tylko nasilał w postaci finansowania słusznych zdaniem władzy filmów, sztuk teatralnych, wystaw, rekonstrukcji, rozmaitych akcji i religijno-patriotycznych eventów. Pojawił się nawet pomysł wyburzenia warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki, wstępnie wsparty przez wicepremierów Glińskiego i Morawieckiego, a także wiceministra obrony Bartosza Kownackiego, który stwierdził, że polscy saperzy uporaliby się z tym zadaniem i byłby to „fajny prezent na stulecie niepodległości”. Kownacki dodał: „Budujmy prawdziwą politykę historyczną, taką, która będzie przypominała o rzeczach wielkich w naszej historii (…)”.
Polonocentryzm
Polityka historyczna (termin od kilku lat robi karierę i stał się stałym składnikiem leksykonu „nowej zmiany”) przejawia się na bardzo wielu polach, a wszystko wskazuje, że nasili się w roku obchodów stulecia odzyskania niepodległości. Własna opowieść o historii stała się chyba najważniejszym motywem ideologicznym PiS, służy wzmocnieniu legitymacji do rządzenia, procesowi wymiany elit, wykładowi, co jest słuszne i dobre, a co nie, wyposażeniu duchowemu narodu. A też polityce bieżącej.
Jakie są zasady i przesłania, które konstytuują politykę historyczną, uprawianą urzędowo albo spontanicznie, ale zawsze wedle pewnych zasad oraz bieżących potrzeb? Spróbujmy je jakoś uporządkować.
By zwycięstwa wyborcze PiS nie jawiły się jako przypadkowe, poddane demokratycznej huśtawce, a były wyrazem dziejowej sprawiedliwości, należy je – jak oczekuje władza – widzieć właśnie w tej perspektywie, czyli dziejów.