Praca to rzecz ważna, mieć jakąś pracę zawsze się opłaca, zwłaszcza że brak pracy rodzi problemy. Od niedawna grozi np. tym, że można zostać policjantem. W prasie czytam, że sytuacja kadrowa w polskiej policji jest tak dramatyczna, że funkcjonariuszy zaczyna się szukać wśród osób zarejestrowanych jako bezrobotne. Niektóre urzędy pracy już wzywają pisemnie takie osoby na spotkania w sprawie przyjęcia do policji. Stawiennictwo jest na razie dobrowolne, ale wydrukowane drobnym drukiem pouczenie informuje, że osoba, która bez uzasadnionej przyczyny odmówi bycia policjantem, „może zostać pozbawiona statusu bezrobotnego”.
W tym momencie sytuacja osoby bezrobotnej staje się bardzo trudna, bo do przygnębienia z powodu braku pracy dochodzi niepokój, że być może będzie się musiało zostać policjantem. I jest to niepokój uzasadniony, biorąc pod uwagę, że są środowiska, w których bycie policjantem uchodzi za moralnie naganne i z tego powodu bywa przyczyną dramatów i sąsiedzkich nieporozumień kończących się niejednokrotnie poważnymi obrażeniami.
Osoby bezrobotne mogą oczywiście tłumaczyć, że się do policji nie nadają, ale kto im uwierzy, jeśli są niekarane lub nie mogą wykazać się poważną niepełnosprawnością? Przecież nawet jak się nie nadają, to się je przyuczy i będą się nadawały. Chodzi w końcu o prostą, fizyczną robotę: legitymowanie, przesłuchiwanie zatrzymanych, stawianie i uprzątanie barierek na Krakowskim Przedmieściu, usuwanie z jezdni siedzących osób blokujących miesięcznice, a od czasu do czasu także o cięcie papieru na konfetti w celu rozrzucenia go na powitanie odwiedzającego komendę wiceministra spraw wewnętrznych.
Fakty są takie, że odpowiednio przeszkolonych do tego rodzaju czynności funkcjonariuszy jest wciąż za mało. Miejmy nadzieję, że rozpoczynająca się rekrutacja bezrobotnych, wśród których osób niekaranych przecież nie brakuje, pozwoli te braki zlikwidować.