Unia ogłosiła wszczęcie wobec Polski procedury z artykułu 7 traktatu o UE, a zaraz potem prezydent Andrzej Duda w naprędce zorganizowanym wystąpieniu ogłosił, że podpisuje ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym.
Właśnie te dwie ustawy, łącznie z podpisaną w lipcu zmianą ustawy o ustroju sądów powszechnych, tak bardzo zaniepokoiły Unię, że spowodowały przejście do przedostatniego, przed odebraniem Polsce głosu w Komisji Europejskiej i Komitecie Ministrów UE, kroku procedury ochrony praworządności. To, że prezydent RP ogłasza podpisanie ustaw o KRS i SN tuż po ogłoszeniu tego kroku przez wiceprzewodniczącego KE, wygląda na rozmyślną manifestację lekceważenia Komisji, samej Unii i jej prawa.
Politycy PiS komentowali zresztą potem w mediach, że unijni urzędnicy są sterowani „ideologią” i że sami nie rozumieją unijnego prawa i jej wartości. A to właśnie Polska Jarosława Kaczyńskiego te wartości interpretuje właściwie i modelowo wdraża.
Nastąpi „demokratyzacja” wyboru sędziów?
Prezydent Duda sporą część swojego środowego wystąpienia poświęcił na łajanie sędziów, że nie dość ofiarnie służą ludziom. I pouczał, jak powinni to robić. Przekonywał, że dzięki „jego” projektom, które właśnie podpisał, polskie sądy się zmienia, a sędziowie przestaną być „kastą” i zaczną pełnić funkcję służebną. Nie wyjaśnił, w jaki sposób ustawy się do tego przyczynią. Poza jednym: że nastąpi „demokratyzacja” wyboru sędziów. Nie będą się wybierali sami, zrobią to za nich politycy. Tak, jego zdaniem, powinien prawidłowo wyglądać trójpodział władzy.