Do dziś mamy przed oczami niedźwiedzia, który krąży po hotelu. Czy nie na rowerze? I nikt się temu nie dziwi. Bo w tym świecie, „Świecie według Garpa”, wszystko może się zdarzyć. Niedźwiedzie na rowerach to małe piwo przy tytułowym bohaterze jednej z najbardziej znanych powieści Johna Irvinga. T.S. Garp jest pisarzem, ojcem, mężem, kochankiem, pogrobowcem żołnierza, synem feministki, która stała się guru dla niezależnych kobiet. Jego wyobraźnia, czyli narzędzie pracy, jest jednocześnie źródłem straszliwych udręk (skąd my to znamy!).
W powieści Irvinga jest wolność i oddech, szaleństwo i brzydota. Prawda i szyderstwo z wizerunku. Jest się z czego śmiać. Tego dziś potrzebujemy, śmiechu, który wykatapultuje nas ze świata według Kiepskich do odlotowej rzeczywistości Garpa. Albo lepiej – świata według nas. Jeśli jeszcze nie zlasowały nam się wątpia z powodu karmy serwowanej w politycznym fast foodzie, to znaczy, że mamy siłę, by wydać z siebie potężny ryk à la niedźwiedź z podrzędnego hotelu opisanego w powieści Irvinga.
Skąd ta nagła tęsknota za prawdą i rozmachem? Ano stąd, że poranki przyprawiają nas od dwóch lat o mdłości, jak, nie przymierzając, przechodzona ciąża bliźniacza. Nagromadzenie idiotów na metrze kwadratowym, niegramatyczne propagandowe gęganie, nudne jak flaki z olejem konflikty wewnątrz partii, między partiami, poza partiami, z dala od partii – co to ma wspólnego z prawdziwym życiem?! Naszym życiem, tym, które chcemy, żeby było dobre.
„Szok, do czego zmierza ten świat” – rzęzimy przywaleni kolejnymi duperelami. Ale jakoś się spod tego stosu trzeba wydostać. Jedni reagują wzmożoną aktywnością, bijąc rekordy w podpisywaniu petycji, inni zapadają w sen zimowy i oddalają się na wewnętrzne emigracje.