Wiadomości dobre i złe, charakterystyczne dla himalajskiego wspinania, tym razem przyszły w pakiecie. Spontaniczna akcja ratunkowa na Nanga Parbat zainicjowana przez czterech uczestników polskiej wyprawy na położony nieopodal K2 – Piotra Tomalę, Jarosława Botora, Adama Bieleckiego i Denisa Urubkę – zakończyła się odnalezieniem Francuzki Elisabeth Revol. Świat nizin rozpływa się w zachwytach nad bohaterstwem polskich himalaistów, ale środowisko, uczulone na punkcie pompatycznych przymiotników, kwituje: zrobili to, co do nich należało. Ale nie sposób kryć słów uznania dla tempa wspinaczki Bieleckiego i Urubki. Mimo nocy, przenikliwego mrozu i trudności technicznych na trasie.
Wyczerpanie ratowników i pogarszająca się pogoda uniemożliwiły dotarcie do wspinaczkowego partnera Revol Tomka Mackiewicza, który utknął na wysokości 7200 m, ponad kilometr wyżej od miejsca, w którym Bielecki i Urubko spotkali wyczerpaną i wychłodzoną, ale posuwającą się w dół Francuzkę. Nadzieję na odnalezienie Mackiewicza podsycały elektroniczne media, ścigające się w prowadzeniu relacji na żywo z akcji ratunkowej i doszukujące się drugiego dna w szczątkowych informacjach wysyłanych przez Revol z rozładowującego się telefonu. Nie było do końca wiadomo, czy utknął na górze z powodu ślepoty śnieżnej, odmrożeń, obrzęku płuc czy mózgu? Czy ma namiot, czy tkwi w śnieżnej jamie? Dla ludzi obytych z górami od początku było jednak jasne, że człowiek, który nie jest w stanie kontynuować zejścia, nie przeżyje na takiej wysokości, przy 50-stopniowym mrozie.
Po ocaleniu Revol poinformowała lakonicznie, że gdy zostawiała Tomka, był umierający. Problemy miały zacząć się podczas zejścia, po zdobyciu szczytu. Wydaje się, że jednym z powodów nagłego pogorszenia kondycji Mackiewicza była niewłaściwa aklimatyzacja.