Rafał Kalukin: – Czy nowelizacja ustawy o IPN jest wymierzona w pana?
Jan Tomasz Gross: – Nie przesadzajmy, stanowię tylko część większej całości.
Patryk Jaki, opowiadając o możliwych konsekwencjach ustawy, posługiwał się jednak przykładem pana osoby.
Minister Jaki jest kibolem. W sensie dosłownym, jeszcze nie tak dawno był w Opolu szefem grupy kibolskiej. Jeśli więc bierze się takiego faceta, aby pisał ustawodawstwo na temat zagłady Żydów, musi się to skończyć fatalnie. Specjalnie mnie więc nie zdziwiło, że mamy teraz awanturę na cały świat.
Politycy PiS twierdzą, że państwo ma prawo bronić własnej czci i nikomu nic do tego.
Ale gdzie tu obrona czci? Gdyby oni naprawdę chcieli wymóc na ludziach piszących teksty rozmaite, aby w tych tekstach nie używano frazy „polskie obozy zagłady”, mogli to przecież normalnie napisać w ustawie. Panowie Jaki i Ziobro – choć różne rzeczy można o nich mówić, ja ich zresztą specjalnie nie lubię – potrafią przecież pisać po polsku.
Co więc jest sednem tej ustawy?
Oparta jest na przekonaniu, że podczas wojny polskie społeczeństwo zachowało się wobec naszych starszych braci w wierze niczym zakon niezmiernie cnotliwych sióstr zytek. Tym samym zanegowany został toczący się od bez mała 20 lat trudny proces uczciwego pisania prawdy o własnej przeszłości, w który zaangażowało się bardzo wielu polskich historyków. Świat zauważył i docenił ten wysiłek. Nawet ci straszni Żydzi w Ameryce i paru innych krajach.
Jak Polska wypadała do tej pory na tle innych krajów z podobnym kompleksem?
Wyjątkowo. Na tak rzetelną dyskusję o przeszłości i tak uczciwą konfrontację z własną winą nie zdobył się żaden inny kraj z podobnymi problemami.